czwartek, 8 marca 2018

Opowiadanie nr 3


Z głębokiego snu wyrwał ją natrętny dzwonek u drzwi. Zacisnęła mocno powieki, błagając intruza, kimkolwiek był, by dał jej spokój. Próbowała zbagatelizować denerwujący dźwięk, ale ktoś za tymi drzwiami wyraźnie nie dawał za wygraną. Tamara niechętnie zwlokła się z ciepłego łóżka, włożyła szlafrok i, wzywając Pana Boga nadaremno, spojrzała przez wizjer.
- Tamaraaaa, otwieraj! Chcesz, żebym tu zapuściła korzenie?! – niecierpliwy kobiecy głos wwiercał się w jej uszy aż do bólu.
Katarzyna Kolska, jej najlepsza przyjaciółka, wtargnęła do środka świeża niczym morska bryza i z obrzydzeniem popatrzyła na rozmemłaną właścicielkę przytulnego mieszkania.
- Wyglądasz jak zombie! – wycedziła – Ta kudłata, zmięta na twarzy i zaśliniona baba to naprawdę ty?! Fuj, niedobrze mi się robi.
- Estetka się znalazła – wymamrotała Tamara i ziewając od ucha do ucha, spytała, nie mogąc sobie darować szczypty ironii w głosie - Kaśka, do cholery, co ty tu robisz? Przecież rozstałyśmy się dosłownie przed pięcioma godzinami, żyć beze mnie nie możesz?
Wczoraj obie świętowały swoje pięćdziesiąte urodziny, racząc się wspaniałym, czerwonym winem. Na ploteczkach i wspomnieniach zeszło im do trzeciej nad ranem.
Bo przecież było co wspominać. Chodziły razem do przedszkola, potem do podstawówki, w liceum siedziały w jednej ławce, aż w końcu jednomyślnie wybrały studia humanistyczne i wylądowały, jako nauczycielki, w miejscowej szkole średniej. Właściwie były nierozłączne, mogły na siebie liczyć w każdej sytuacji. Kiedy Kaśka wychodziła za mąż, Tamara, jako druhna, szczerze gratulowała jej wspaniałego partnera. Potem pocieszała przyjaciółkę, kiedy ten „wspaniały” mąż zostawił ją dla innej i odfrunął w siną dal. Może dlatego nie szukała swojej drugiej połówki? Podświadomie bała się odrzucenia, a jednocześnie miała żal do losu, że nie postawił na jej drodze żadnego osobnika płci przeciwnej. Zawsze miała kompleksy, od dziecka była nieśmiała, czuła się nijaka wśród szkolnych koleżanek, ot, szara mysz w rozmiarze XL. Swobodnie oddychała tylko w towarzystwie najbliższej przyjaciółki, która skutecznie odsuwała „czarne chmury” gromadzące się nad nią każdego dnia.
Kasia doszła do siebie po zdradzie męża zadziwiająco szybko, otrząsnęła się z mrocznych myśli jak pies z nadmiaru wody, wyrzuciła Marka z domu i z serca, i z nowym nastawieniem do życia weszła w następny jego etap. Tamara podziwiała ją za opanowanie, optymizm i niespożytą energię, którą wkładała w pracę z młodzieżą, jakby chciała udowodnić, że bycie singielką ma swoje plusy.
- Masz zamiar spędzić w wyrze cały dzień? – popatrzyła na przyjaciółkę z wyrzutem w wielkich szarych oczach.
- A co w tym takiego strasznego, przecież zaczęły się wakacje, a poza tym męczy mnie kac! – poskarżyła się Tamara, masując skronie i mrużąc oczy przed wszędobylskimi promieniami czerwcowego słońca.
- O nie, moja droga, nie pozwolę ci gnuśnieć w domu. Ubieraj się, pobiegamy godzinkę, rozruszamy kości i zapomnisz o bólu głowy.
- Odbiło ci?! Nigdy nie biegałyśmy, a teraz, kiedy jesteśmy na półmetku, mamy się wcisnąć w opięte legginsy i udawać nastolatki?! Daleko nam do tych wiotkich, eterycznych modelek. Mam przecież lustro i wpatrując się w nie, codziennie wmawiam sobie, że ta pulchna sylwetka bez talii nie należy do mnie. Nie namówisz mnie, jeszcze nie upadłam na głowę!
- Dziewczyno, prawdziwe życie zaczyna się po pięćdziesiątce! Dopiero teraz pokażemy, na co nas stać. Nie przyjmuję odmowy, jeśli zaraz nie będziesz gotowa, wywlokę cię za te rozczochrane kudły na ulicę w tym, co masz na sobie! No… ruchy… ruchy!
Tamara skapitulowała, wiedziała, że z Kaśką nie ma żartów, gdy ta na coś się uprze. Westchnęła głęboko, wyciągnęła na ślepo jakieś łachy  i zniknęła w łazience.
Kwadrans później biegły lekkim truchcikiem przez park. W końcu dopiero zaczynały, więc nie mogły się przeforsować już na starcie. Tamara ze zdziwieniem zauważyła, że miłośników joggingu nie jest wcale tak mało. Z ulgą popatrzyła na grupkę leciwych, nieco korpulentnych kobiet, które właśnie je mijały. No proszę, nie dość, że nie przejmowały się swoim wyglądem, to jeszcze były wyraźnie zadowolone, o czym świadczyły ich rozbawione twarze i perlisty śmiech. Ona sama nie czuła się swobodnie. Co z tego, że nałożyła najszerszy t-shirt, który okrywał ją jak spadochron, skoro i tak odczuwała żenującą obecność bezczelnie podrygujących, ciężkich piersi i bezwstydnie falujących fałdek na plecach i brzuchu. Za to Kaśka, której także nie można było nazwać gazelą, czuła się wśród biegających jak ryba w wodzie.

Nagle, z niewiadomej przyczyny, ugięły się pod nią kolana i na próżno młócąc w powietrzu rękami, aby pozostać w pionie, rozciągnęła się „malowniczo” na samym środku alejki. Resztkami świadomości zarejestrowała, że jakieś silne ramiona podnoszą ją do góry, po czym odpłynęła w ciemność.
(TeTra)

  Otworzyła oczy po kilku sekundach i nie mogła uświadomić sobie, gdzie się znajduje. Siedziała na środku alejki podtrzymywana przez silne ramiona mężczyzny i było jej tak dobrze, spokojnie, że modliła się, aby nie wracać do rzeczywistości.
Tamara biegała wokół, krzycząc przeraźliwie:
-Kaśka, Kaśka, co się stało?! Nic Ci nie jest?! Może zadzwonię po pomoc medyczną.
- Nie ma potrzeby – odezwał się uprzejmym głosem mężczyzna - jestem lekarzem i jeśli będzie potrzeba, udzielę z przyjemnością pierwszej pomocy tej pani.
- Jak ma pani na imię?
- Katarzyna - Kasia słabym głosem odpowiedziała na pytanie nieznanego mężczyzny.
- Ja mam na imię Piotr. Proszę powolutku wstać i oprzeć się na moim ramieniu. Usiądzie pani na ławeczce i sprawdzimy, czy nic poważnego się pani nie stało.
- Dobrze - wymamrotała Kasia, oszołomiona bardziej widokiem, uprzejmością i szarmanckim zachowaniem Piotra niż swoim upadkiem.
- Tak, tak, usiądź na ławce i napij się wody -  już nieco uspokojona Tamara podała Kasi butelkę z wodą.
Kasia wypiła łyk wody, wzięła głęboki oddech i powoli wracając do siebie stwierdziła, że nic jej nie jest,  jedynie trochę zdarła kolano. Nie była pewna czy to dobrze, bo gdyby jej się stało coś bardziej poważnego, może sen by tak szybko się nie skończył. Może byłaby konieczność pobytu w szpitalu i wtedy może opiekowałby się nią Piotr. A tak trzeba wracać do pustego domu, Tamara pewnie trochę z nią pobędzie, ale to będzie chwila, no i Tamara to nie to samo. No, ale trudno, może powinna się cieszyć, że zachowała zdrowie, a może…… Może diagnoza Piotra będzie inna?!
I nagle usłyszała znowu ciepły głos Piotra
- Pani Kasiu, proszę położyć się na ławce.
- Dobrze - powiedziała Kasia i wykonała polecenie. Tatiana stała z boku i ciągle powtarzała:
- Nie martw się, wszystko będzie dobrze…
Piotr delikatnie zaczął zginać nogi, najpierw jedną, potem drugą.
- Boli?- zapytał.
-Nie, nie, tylko to kolano - odpowiedziała Kasia.
- Ok. Zaraz zabandażujemy, na szczęście mam ze sobą apteczkę - powiedział Piotr. Proszę jeszcze poruszać rękami, a następnie spróbować się podnieść.
Katarzyna posłusznie wykonywała polecenia.
- Wygląda na to, że ucierpiało tylko kolano – oznajmił Piotr. Ale niestety, nie będzie Pani mogła biec a i chodzenie na razie będzie trudne, więc odwiozę panie do domu.

Katarzyna oniemiała. Nie wiedziała czy zaprzeczyć, czy nic nie mówić, czy udawać, że bardzo nie może iść.
Wyobraziła sobie natychmiast, że sen stanie się jawą, że los postawił na jej drodze kogoś, na kogo nawet nie wie, czy zasłużyła. No, to niemożliwe, żeby było realne. Pewnie ten facet jest żonaty, może ma kochankę, może w ogóle nie jest zainteresowany zawieraniem jakichkolwiek znajomości. Jest po prostu uprzejmy i tyle - myśli kłębiły się w głowie Kasi.
-Tak, bardzo prosimy, aby nas pan odwiózł do domu, to znaczy odwiózł koleżankę do jej domu, a ja muszę pojechać z nią, bo nie zostawię jej samej, dopóki nie dojdzie do siebie - Kasia usłyszała szybki głos Tatiany.
- To zbieramy się, mój samochód zaparkowałem niedaleko. Pani Kasiu, proszę oprzeć się na moim ramieniu i powolutku dojdziemy do samochodu.
Szli alejką, którą niedawno biegły z Tatianą.
Kasia czuła się  jak w siódmym niebie, marzyła, żeby ta droga była jak najdłuższa. Nie czuła bolącego kolana. Dotarli do samochodu. Kasia usiadła na tylnym siedzeniu a Tatiana obok kierowcy.
- Poprowadzę pana - oznajmiła Tatiana - to nie daleko.
- Dobrze, dziękuję, a pani jak ma na imię? - zapytał Piotr, zwracając się do Tatiany.
- Ja jestem przyjaciółką Kasi i mam na imię Tatiana - szybko odpowiedziała przyjaciółka Kasi.
- Ładnie - odpowiedział Piotr.
Kasi serce zamarło. Była pewna, że czar prysł. Na pewno Tatiana mu się bardziej podoba -pomyślała Kasia. Trudno, to moja przyjaciółka i ona jest najważniejsza dla mnie.

Dojechali na miejsce. Szarmancki, nowo poznany mężczyzna pomógł Kasi wysiąść z samochodu.
- Panie Piotrze, proszę nam pomóc i zaprowadzić Kasię na górę do mieszkania - Kasia usłyszała przemiły głos Tatiany.
- No, jeśli to konieczne, to pomogę - odpowiedział Piotr.
Powoli weszli na górę. Piotr cały czas trzymał Kasię pod rękę. Gdy weszli do mieszkania, pomógł Kasi usiąść w fotelu. A Tatiana szybciutko pobiegła do kuchni i zaraz przybiegła do salonu.
 - Panie Piotrze, nastawiłam wodę na kawę, proszę nigdzie się nie ruszać, rozgościć się zaraz przyniosę kawę i herbatę - rozległ się szczebiot Tatiany.
I po chwili przyniosła zaparzoną kawę i herbatę i postawiła na stoliku.
- Wy tu siedźcie, a ja musze pójść do sklepu, kupić ciastka a może lody? - oznajmiła Tatiana – Panie Piotrze, niech pan nie odchodzi, dopóki nie wrócę, nie wiem ile czasu mi to zajmie.
Przecież nie możemy Kasi zostawić samej, prawda?
(Danuta Hanaj)

- A więc panie Piotrze, czy lody czekoladowo-miętowe będą odpowiednie na dzisiejszy wakacyjny dzień? - spytała przymilnie przyjaciółka, wracając się z przedpokoju.
- Proszę sobie nie robić kłopotu, jeśli potrzeba zostać z panią Kasią to mam jeszcze chwilę, więc chętnie pomogę …a lody nie ukrywam, że lubię – roześmiał się mężczyzna.  - Zaproponowany zestaw  całkowicie mi odpowiada- dodał z czarującym uśmiechem.

- Tamarko, kup mi  po drodze w aptece octenisept, bo zdaje się, że ten, który mam, jest mocno przeterminowany - poprosiła wychodzącą przyjaciółkę Kasia
- Dobrze, kupię! –usłyszała głos dobiegający zza drzwi.
- Tamarka czy Tatiana? – czegoś tu nie rozumiem. - Czy my jesteśmy w ukrytej kamerze?
-Ach, to!- zachichotała Kasia - To jeszcze taka pozostałość ze szkolnych lat- wyjaśniła.
- Nie bardzo rozumiem…?
- Przepraszam panie Piotrze, już wyjaśniam. Z Tamarą przyjaźnimy się od dziecka. Można rzec, że znamy się jak łyse konie. To było chyba w pierwszej klasie liceum… Tamara wymyśliła, że jej imię, która zawdzięczała swojej babci pochodzącej z Rosji, powinno być tylko dla przyjaciół. Pamiętam, że mocno się zdziwiłam taką informacją , a na moje prośby o wyjaśnienie, wyciągnęła jakąś kartkę i przeczytała; „Tamara to ambitna, pełna entuzjazmu, nieprzewidywalna oraz delikatna kobieta(...) Posiada duży potencjał. Często jednak sprawy wymykają jej się z rąk. Popełnia liczne gafy i nie panuje nad sobą, zachowując się jak rozkapryszone dziecko. Jest uparta i nieprzewidywalna.”
-Co to? Cytat z księgi imion?- zażartowałam. – A żebyś wiedziała, już nie pamiętam, gdzie to znalazłam, ale sama powiedz czy to nie jest mój opis?- spytała moja przyjaciółka.
-No może i tak, ale nie bardzo rozumiem związek twojego imienia z przyjaciółmi ?
-Jak nie rozumiesz?! Przecież pisze jak wół, że jestem D E L I K A T N A !!
 -I … ? – drążyłam dalej.  – Skoro jestem delikatna, to  łatwo mnie zranić, a nie chciałabym tego, sama wiesz, ile przeszłam. Poza tym, nie będę z tobą o tym dyskutować. Dla ciebie zostanę Tamarą, dla nowo poznanych będę Tatianą. Od tamtej pory moja przyjaciółka akurat w tej kwestii jest konsekwentna, chociaż bywa to często przyczyną wielu nieporozumień. Wiem, że to może trochę dziecinne, za co z góry pana przepraszam- powiedziała nieśmiało spoglądając na swojego bohatera, bo tak go w myślach nazywała.
- Kobiety, zrozumieć was jest bardzo trudno. I nie ja to odkryłem - zaśmiał się cicho Piotr.
- Skoro jednak uratowałem pani życie, mogę mieć chyba jedną prośbę ? - zapytał patrząc jej w oczy.
- Życie ma się tylko jedno, wobec tego prośba zostanie spełniona – odparła się Kasia - o ile to będzie dla mnie wykonalne - dodała pospiesznie.
- Pani Katarzyno, proszę mówić do mnie Piotr. Może to jakiś kryzys wieku średniego ale jak tak piękna kobieta mówi do mnie pan, to mam wrażenie, że jestem o 20 lat starszy. Czy ta prośba jest możliwa do spełnienia ? – zapytał spoglądając po raz kolejny w jej zielone oczy.
„No nie, czyżby on mnie podrywał?”, pomyślała.”Gdzie on się uchował, przecież teraz takich facetów już nie ma. Czego on tak wpatruje się w te moje oczęta, co by nie rzec faktycznie śliczne je mam. A co, jestem przecież kobietą świadomą swoich plusów, no i minusów też. Kaśka, nie płoń się jak pensjonarka, nie zachowuj się jakbyś przystojnego mężczyzny w życiu nie widziała - nakazałam sobie. Zaśpiewaj mu jeszcze: bo ja jestem proszę pana na zakręcie… a za zakrętem stoi  znak zakazu z liczbą „50”. O kurcze, ja znowu rozmawiam w myślach ze sobą…”
 - Pani Kasiu, przepraszam, proszę mi wybaczyć …- mężczyzna nie bardzo wiedział co powiedzieć, żeby przerwać tę wydłużającą się ciszę.
- Panie Piotrze, a raczej  Piotrze, to ja przepraszam, czasem zamyślę się nad czymś, bo w końcu jestem kobietą myślącą – Katarzyna próbowała wybrnąć humorem z nieco niezręcznego swojego zachowania. – A ja jestem Katarzyna, a  dla tych co ratują mi życie to mogę być i Kasia - roześmiała się głośno.
- A tak na serio, to cieszę się, że nic poważnego przez ten upadek mi się nie stało, w końcu głupio by było zaczynać kolejny etap w życiu z gipsem. Nawet twój autograf na gipsie zbyt by mnie nie rozweselił - zażartowała.

-Kolejny etap? Nie chciałbym być niedyskretny, ale to zabrzmiało jakoś dramatycznie.
- Och nie, nie ma dramatu.  Zazwyczaj mówię to, co myślę i nie owijam w bawełnę. Wczoraj miałam pięćdziesiąte urodziny. Tak, wiem, nie wyglądam, a poza tym powinnam sobie odjąć z 10 lat, tak przecież robią wszystkie gwiazdy filmowe. Ale ja nie jestem aktorką, a może i jestem? Bo któż jeśli nie ja, codziennie odgrywa różne sceny przed bardzo wymagającą publicznością jaką jest młodzież licealna? No nieistotne.  Znowu się rozgadałam, a na temat młodzieży i jej wymagań i innych spraw mogłabym w nieskończoność, a przecież nie o tym miałam mówić.
- Niemożliwe, co za zbieg okoliczności! Nie uwierzysz Kasiu, ale ja również wczoraj obchodziłem urodziny.
- Pięćdziesiąte ? – zapytała z niedowierzaniem, że taki zbieg okoliczności jest możliwy.
- Chciałbym, ale te, o które pytasz były 5 lat temu.  Wyobraź  sobie, że podobnie jak ty…..
Usłyszeli chrobot klucza w zamku. To Tamara, robiąc dużo rumoru weszła do środka.
- Wróciłam. Jesteście? Za chwilę podam najlepsze pod słońcem lody. A co wy macie takie miny?- spytała niepewnie.
- Rozmawialiśmy o tym, że niektóre kobiety są  ambitne, pełne entuzjazmu, nieprzewidywalne, ale często jednak sprawy wymykają im się z rąk - z powagą odpowiedział Piotr.
- Na szczęście dla nich i dla innych - dodała Kasia uśmiechając się tajemniczo.
- Nic nie rozumiem - powiedziała Tamara spoglądając na śmiejącą się już głośno parę - ale nie zawsze muszę rozumieć, grunt to dobry humor i lody.


(Bożena Koziej)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Życie tak szybko mija...

  Życie tak szybko upływa. Za szybko, jak dla mnie. Ale nie mnie oceniać zamysł Wielkiego Zegarmistrza, widocznie jest w tym zamierzony sens...