Z głębokiego snu wyrwał ją natrętny dzwonek u
drzwi. Zacisnęła mocno powieki, błagając intruza, kimkolwiek był, by dał jej
spokój. Próbowała zbagatelizować denerwujący dźwięk, ale ktoś za tymi drzwiami
wyraźnie nie dawał za wygraną. Tamara niechętnie zwlokła się z ciepłego łóżka,
włożyła szlafrok i, wzywając Pana Boga nadaremno, spojrzała przez wizjer.
- Tamaraaaa, otwieraj! Chcesz, żebym tu
zapuściła korzenie?! – niecierpliwy kobiecy głos wwiercał się w jej uszy aż do
bólu.
Katarzyna Kolska, jej najlepsza przyjaciółka,
wtargnęła do środka świeża niczym morska bryza i z obrzydzeniem popatrzyła na
rozmemłaną właścicielkę przytulnego mieszkania.
- Wyglądasz jak zombie! – wycedziła – Ta
kudłata, zmięta na twarzy i zaśliniona baba to naprawdę ty?! Fuj, niedobrze mi
się robi.
- Estetka się znalazła – wymamrotała Tamara i
ziewając od ucha do ucha, spytała, nie mogąc sobie darować szczypty ironii w
głosie - Kaśka, do cholery, co ty tu robisz? Przecież rozstałyśmy się dosłownie
przed pięcioma godzinami, żyć beze mnie nie możesz?
Wczoraj obie świętowały swoje pięćdziesiąte
urodziny, racząc się wspaniałym, czerwonym winem. Na ploteczkach i
wspomnieniach zeszło im do trzeciej nad ranem.
Bo przecież było co wspominać. Chodziły razem
do przedszkola, potem do podstawówki, w liceum siedziały w jednej ławce, aż w
końcu jednomyślnie wybrały studia humanistyczne i wylądowały, jako
nauczycielki, w miejscowej szkole średniej. Właściwie były nierozłączne, mogły
na siebie liczyć w każdej sytuacji. Kiedy Kaśka wychodziła za mąż, Tamara, jako
druhna, szczerze gratulowała jej wspaniałego partnera. Potem pocieszała
przyjaciółkę, kiedy ten „wspaniały” mąż zostawił ją dla innej i odfrunął w siną
dal. Może dlatego nie szukała swojej drugiej połówki? Podświadomie bała się
odrzucenia, a jednocześnie miała żal do losu, że nie postawił na jej drodze
żadnego osobnika płci przeciwnej. Zawsze miała kompleksy, od dziecka była
nieśmiała, czuła się nijaka wśród szkolnych koleżanek, ot, szara mysz w
rozmiarze XL. Swobodnie oddychała tylko w towarzystwie najbliższej
przyjaciółki, która skutecznie odsuwała „czarne chmury” gromadzące się nad nią
każdego dnia.
Kasia doszła do siebie po zdradzie męża
zadziwiająco szybko, otrząsnęła się z mrocznych myśli jak pies z nadmiaru wody,
wyrzuciła Marka z domu i z serca, i z nowym nastawieniem do życia weszła w
następny jego etap. Tamara podziwiała ją za opanowanie, optymizm i niespożytą
energię, którą wkładała w pracę z młodzieżą, jakby chciała udowodnić, że bycie
singielką ma swoje plusy.
- Masz zamiar spędzić w wyrze cały dzień? –
popatrzyła na przyjaciółkę z wyrzutem w wielkich szarych oczach.
- A co w tym takiego strasznego, przecież
zaczęły się wakacje, a poza tym męczy mnie kac! – poskarżyła się Tamara,
masując skronie i mrużąc oczy przed wszędobylskimi promieniami czerwcowego
słońca.
- O nie, moja droga, nie pozwolę ci gnuśnieć
w domu. Ubieraj się, pobiegamy godzinkę, rozruszamy kości i zapomnisz o bólu
głowy.
- Odbiło ci?! Nigdy nie biegałyśmy, a teraz,
kiedy jesteśmy na półmetku, mamy się wcisnąć w opięte legginsy i udawać
nastolatki?! Daleko nam do tych wiotkich, eterycznych modelek. Mam przecież
lustro i wpatrując się w nie, codziennie wmawiam sobie, że ta pulchna sylwetka
bez talii nie należy do mnie. Nie namówisz mnie, jeszcze nie upadłam na głowę!
- Dziewczyno, prawdziwe życie zaczyna się po
pięćdziesiątce! Dopiero teraz pokażemy, na co nas stać. Nie przyjmuję odmowy,
jeśli zaraz nie będziesz gotowa, wywlokę cię za te rozczochrane kudły na ulicę
w tym, co masz na sobie! No… ruchy… ruchy!
Tamara skapitulowała, wiedziała, że z Kaśką
nie ma żartów, gdy ta na coś się uprze. Westchnęła głęboko, wyciągnęła na ślepo
jakieś łachy i zniknęła w łazience.
Kwadrans później biegły lekkim truchcikiem
przez park. W końcu dopiero zaczynały, więc nie mogły się przeforsować już na
starcie. Tamara ze zdziwieniem zauważyła, że miłośników joggingu nie jest wcale
tak mało. Z ulgą popatrzyła na grupkę leciwych, nieco korpulentnych kobiet,
które właśnie je mijały. No proszę, nie dość, że nie przejmowały się swoim
wyglądem, to jeszcze były wyraźnie zadowolone, o czym świadczyły ich rozbawione
twarze i perlisty śmiech. Ona sama nie czuła się swobodnie. Co z tego, że
nałożyła najszerszy t-shirt, który okrywał ją jak spadochron, skoro i tak
odczuwała żenującą obecność bezczelnie podrygujących, ciężkich piersi i
bezwstydnie falujących fałdek na plecach i brzuchu. Za to Kaśka, której także
nie można było nazwać gazelą, czuła się wśród biegających jak ryba w wodzie.
Nagle, z niewiadomej przyczyny, ugięły się
pod nią kolana i na próżno młócąc w powietrzu rękami, aby pozostać w pionie,
rozciągnęła się „malowniczo” na samym środku alejki. Resztkami świadomości
zarejestrowała, że jakieś silne ramiona podnoszą ją do góry, po czym odpłynęła
w ciemność.
(TeTra)
Otworzyła oczy po kilku sekundach i nie mogła uświadomić sobie, gdzie
się znajduje. Siedziała na środku alejki podtrzymywana przez silne ramiona
mężczyzny i było jej tak dobrze, spokojnie, że modliła się, aby nie wracać do
rzeczywistości.
Tamara biegała wokół, krzycząc przeraźliwie:
-Kaśka, Kaśka, co się stało?! Nic Ci nie
jest?! Może zadzwonię po pomoc medyczną.
- Nie ma potrzeby – odezwał się uprzejmym
głosem mężczyzna - jestem lekarzem i jeśli będzie potrzeba, udzielę z
przyjemnością pierwszej pomocy tej pani.
- Jak ma pani na imię?
- Katarzyna - Kasia słabym głosem
odpowiedziała na pytanie nieznanego mężczyzny.
- Ja mam na imię Piotr. Proszę powolutku
wstać i oprzeć się na moim ramieniu. Usiądzie pani na ławeczce i sprawdzimy,
czy nic poważnego się pani nie stało.
- Dobrze - wymamrotała Kasia, oszołomiona
bardziej widokiem, uprzejmością i szarmanckim zachowaniem Piotra niż swoim
upadkiem.
- Tak, tak, usiądź na ławce i napij się wody
- już nieco uspokojona Tamara podała
Kasi butelkę z wodą.
Kasia wypiła łyk wody, wzięła głęboki oddech
i powoli wracając do siebie stwierdziła, że nic jej nie jest, jedynie trochę zdarła kolano. Nie była pewna
czy to dobrze, bo gdyby jej się stało coś bardziej poważnego, może sen by tak
szybko się nie skończył. Może byłaby konieczność pobytu w szpitalu i wtedy może
opiekowałby się nią Piotr. A tak trzeba wracać do pustego domu, Tamara pewnie
trochę z nią pobędzie, ale to będzie chwila, no i Tamara to nie to samo. No,
ale trudno, może powinna się cieszyć, że zachowała zdrowie, a może…… Może
diagnoza Piotra będzie inna?!
I nagle usłyszała znowu ciepły głos Piotra
- Pani Kasiu, proszę położyć się na ławce.
- Dobrze - powiedziała Kasia i wykonała
polecenie. Tatiana stała z boku i ciągle powtarzała:
- Nie martw się, wszystko będzie dobrze…
Piotr delikatnie zaczął zginać nogi, najpierw
jedną, potem drugą.
- Boli?- zapytał.
-Nie, nie, tylko to kolano - odpowiedziała
Kasia.
- Ok. Zaraz zabandażujemy, na szczęście mam
ze sobą apteczkę - powiedział Piotr. Proszę jeszcze poruszać rękami, a
następnie spróbować się podnieść.
Katarzyna posłusznie wykonywała polecenia.
- Wygląda na to, że ucierpiało tylko kolano –
oznajmił Piotr. Ale niestety, nie będzie Pani mogła biec a i chodzenie na razie
będzie trudne, więc odwiozę panie do domu.
Katarzyna oniemiała. Nie wiedziała czy
zaprzeczyć, czy nic nie mówić, czy udawać, że bardzo nie może iść.
Wyobraziła sobie natychmiast, że sen stanie
się jawą, że los postawił na jej drodze kogoś, na kogo nawet nie wie, czy
zasłużyła. No, to niemożliwe, żeby było realne. Pewnie ten facet jest żonaty,
może ma kochankę, może w ogóle nie jest zainteresowany zawieraniem
jakichkolwiek znajomości. Jest po prostu uprzejmy i tyle - myśli kłębiły się w
głowie Kasi.
-Tak, bardzo prosimy, aby nas pan odwiózł do
domu, to znaczy odwiózł koleżankę do jej domu, a ja muszę pojechać z nią, bo
nie zostawię jej samej, dopóki nie dojdzie do siebie - Kasia usłyszała szybki
głos Tatiany.
- To zbieramy się, mój samochód zaparkowałem
niedaleko. Pani Kasiu, proszę oprzeć się na moim ramieniu i powolutku dojdziemy
do samochodu.
Szli alejką, którą niedawno biegły z Tatianą.
Kasia czuła się jak w siódmym niebie, marzyła, żeby ta droga
była jak najdłuższa. Nie czuła bolącego kolana. Dotarli do samochodu. Kasia
usiadła na tylnym siedzeniu a Tatiana obok kierowcy.
- Poprowadzę pana - oznajmiła Tatiana - to
nie daleko.
- Dobrze, dziękuję, a pani jak ma na imię? -
zapytał Piotr, zwracając się do Tatiany.
- Ja jestem przyjaciółką Kasi i mam na imię
Tatiana - szybko odpowiedziała przyjaciółka Kasi.
- Ładnie - odpowiedział Piotr.
Kasi serce zamarło. Była pewna, że czar
prysł. Na pewno Tatiana mu się bardziej podoba -pomyślała Kasia. Trudno, to
moja przyjaciółka i ona jest najważniejsza dla mnie.
Dojechali na miejsce. Szarmancki, nowo poznany
mężczyzna pomógł Kasi wysiąść z samochodu.
- Panie Piotrze, proszę nam pomóc i
zaprowadzić Kasię na górę do mieszkania - Kasia usłyszała przemiły głos
Tatiany.
- No, jeśli to konieczne, to pomogę -
odpowiedział Piotr.
Powoli weszli na górę. Piotr cały czas
trzymał Kasię pod rękę. Gdy weszli do mieszkania, pomógł Kasi usiąść w fotelu.
A Tatiana szybciutko pobiegła do kuchni i zaraz przybiegła do salonu.
-
Panie Piotrze, nastawiłam wodę na kawę, proszę nigdzie się nie ruszać,
rozgościć się zaraz przyniosę kawę i herbatę - rozległ się szczebiot Tatiany.
I po chwili przyniosła zaparzoną kawę i
herbatę i postawiła na stoliku.
- Wy tu siedźcie, a ja musze pójść do sklepu,
kupić ciastka a może lody? - oznajmiła Tatiana – Panie Piotrze, niech pan nie
odchodzi, dopóki nie wrócę, nie wiem ile czasu mi to zajmie.
Przecież nie możemy Kasi zostawić samej,
prawda?
(Danuta Hanaj)
- A więc panie Piotrze, czy lody
czekoladowo-miętowe będą odpowiednie na dzisiejszy wakacyjny dzień? - spytała
przymilnie przyjaciółka, wracając się z przedpokoju.
- Proszę sobie nie robić kłopotu, jeśli
potrzeba zostać z panią Kasią to mam jeszcze chwilę, więc chętnie pomogę …a
lody nie ukrywam, że lubię – roześmiał się mężczyzna. - Zaproponowany zestaw całkowicie mi odpowiada- dodał z czarującym
uśmiechem.
- Tamarko, kup mi po drodze w aptece octenisept, bo zdaje się,
że ten, który mam, jest mocno przeterminowany - poprosiła wychodzącą
przyjaciółkę Kasia
- Dobrze, kupię! –usłyszała głos dobiegający
zza drzwi.
- Tamarka czy Tatiana? – czegoś tu nie
rozumiem. - Czy my jesteśmy w ukrytej kamerze?
-Ach, to!- zachichotała Kasia - To jeszcze
taka pozostałość ze szkolnych lat- wyjaśniła.
- Nie bardzo rozumiem…?
- Przepraszam panie Piotrze, już wyjaśniam. Z
Tamarą przyjaźnimy się od dziecka. Można rzec, że znamy się jak łyse konie. To
było chyba w pierwszej klasie liceum… Tamara wymyśliła, że jej imię, która
zawdzięczała swojej babci pochodzącej z Rosji, powinno być tylko dla
przyjaciół. Pamiętam, że mocno się zdziwiłam taką informacją , a na moje prośby
o wyjaśnienie, wyciągnęła jakąś kartkę i przeczytała; „Tamara to ambitna, pełna
entuzjazmu, nieprzewidywalna oraz delikatna kobieta(...) Posiada duży
potencjał. Często jednak sprawy wymykają jej się z rąk. Popełnia liczne gafy i
nie panuje nad sobą, zachowując się jak rozkapryszone dziecko. Jest uparta i
nieprzewidywalna.”
-Co to? Cytat z księgi imion?- zażartowałam.
– A żebyś wiedziała, już nie pamiętam, gdzie to znalazłam, ale sama powiedz czy
to nie jest mój opis?- spytała moja przyjaciółka.
-No może i tak, ale nie bardzo rozumiem
związek twojego imienia z przyjaciółmi ?
-Jak nie rozumiesz?! Przecież pisze jak wół,
że jestem D E L I K A T N A !!
-I … ?
– drążyłam dalej. – Skoro jestem
delikatna, to łatwo mnie zranić, a nie
chciałabym tego, sama wiesz, ile przeszłam. Poza tym, nie będę z tobą o tym
dyskutować. Dla ciebie zostanę Tamarą, dla nowo poznanych będę Tatianą. Od
tamtej pory moja przyjaciółka akurat w tej kwestii jest konsekwentna, chociaż
bywa to często przyczyną wielu nieporozumień. Wiem, że to może trochę
dziecinne, za co z góry pana przepraszam- powiedziała nieśmiało spoglądając na
swojego bohatera, bo tak go w myślach nazywała.
- Kobiety, zrozumieć was jest bardzo trudno.
I nie ja to odkryłem - zaśmiał się cicho Piotr.
- Skoro jednak uratowałem pani życie, mogę
mieć chyba jedną prośbę ? - zapytał patrząc jej w oczy.
- Życie ma się tylko jedno, wobec tego prośba
zostanie spełniona – odparła się Kasia - o ile to będzie dla mnie wykonalne -
dodała pospiesznie.
- Pani Katarzyno, proszę mówić do mnie Piotr.
Może to jakiś kryzys wieku średniego ale jak tak piękna kobieta mówi do mnie
pan, to mam wrażenie, że jestem o 20 lat starszy. Czy ta prośba jest możliwa do
spełnienia ? – zapytał spoglądając po raz kolejny w jej zielone oczy.
„No nie, czyżby on mnie podrywał?”,
pomyślała.”Gdzie on się uchował, przecież teraz takich facetów już nie ma.
Czego on tak wpatruje się w te moje oczęta, co by nie rzec faktycznie śliczne
je mam. A co, jestem przecież kobietą świadomą swoich plusów, no i minusów też.
Kaśka, nie płoń się jak pensjonarka, nie zachowuj się jakbyś przystojnego
mężczyzny w życiu nie widziała - nakazałam sobie. Zaśpiewaj mu jeszcze: bo ja
jestem proszę pana na zakręcie… a za zakrętem stoi znak zakazu z liczbą „50”. O kurcze, ja znowu
rozmawiam w myślach ze sobą…”
- Pani
Kasiu, przepraszam, proszę mi wybaczyć …- mężczyzna nie bardzo wiedział co
powiedzieć, żeby przerwać tę wydłużającą się ciszę.
- Panie Piotrze, a raczej Piotrze, to ja przepraszam, czasem zamyślę
się nad czymś, bo w końcu jestem kobietą myślącą – Katarzyna próbowała wybrnąć
humorem z nieco niezręcznego swojego zachowania. – A ja jestem Katarzyna,
a dla tych co ratują mi życie to mogę
być i Kasia - roześmiała się głośno.
- A tak na serio, to cieszę się, że nic
poważnego przez ten upadek mi się nie stało, w końcu głupio by było zaczynać
kolejny etap w życiu z gipsem. Nawet twój autograf na gipsie zbyt by mnie nie
rozweselił - zażartowała.
-Kolejny etap? Nie chciałbym być
niedyskretny, ale to zabrzmiało jakoś dramatycznie.
- Och nie, nie ma dramatu. Zazwyczaj mówię to, co myślę i nie owijam w
bawełnę. Wczoraj miałam pięćdziesiąte urodziny. Tak, wiem, nie wyglądam, a poza
tym powinnam sobie odjąć z 10 lat, tak przecież robią wszystkie gwiazdy
filmowe. Ale ja nie jestem aktorką, a może i jestem? Bo któż jeśli nie ja,
codziennie odgrywa różne sceny przed bardzo wymagającą publicznością jaką jest
młodzież licealna? No nieistotne. Znowu
się rozgadałam, a na temat młodzieży i jej wymagań i innych spraw mogłabym w
nieskończoność, a przecież nie o tym miałam mówić.
- Niemożliwe, co za zbieg okoliczności! Nie
uwierzysz Kasiu, ale ja również wczoraj obchodziłem urodziny.
- Pięćdziesiąte ? – zapytała z
niedowierzaniem, że taki zbieg okoliczności jest możliwy.
- Chciałbym, ale te, o które pytasz były 5
lat temu. Wyobraź sobie, że podobnie jak ty…..
Usłyszeli chrobot klucza w zamku. To Tamara,
robiąc dużo rumoru weszła do środka.
- Wróciłam. Jesteście? Za chwilę podam
najlepsze pod słońcem lody. A co wy macie takie miny?- spytała niepewnie.
- Rozmawialiśmy o tym, że niektóre kobiety
są ambitne, pełne entuzjazmu,
nieprzewidywalne, ale często jednak sprawy wymykają im się z rąk - z powagą
odpowiedział Piotr.
- Na szczęście dla nich i dla innych - dodała
Kasia uśmiechając się tajemniczo.
- Nic nie rozumiem - powiedziała Tamara
spoglądając na śmiejącą się już głośno parę - ale nie zawsze muszę rozumieć,
grunt to dobry humor i lody.
(Bożena Koziej)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz