Pomarańczowa
kula nad jej głową ocieplała swoim światłem przytulne wnętrze, w którego
urządzenie Joanna włożyła dużo swojej pracy i pieniędzy. Lubiła każdy szczegół
w tym pokoju, który otulał ją po ciężkim dniu, gdy zmęczona pracą wracała do pustego domu. Zawsze
najpierw otwierała okno, aby wpuścić trochę powietrza i dźwięków ulicy do
uśpionego mieszkania. Potem nastawiała wodę na herbatę i przygotowywała coś do
jedzenia. Nie spieszyła się. Nie miała dokąd. Do wieczornych zajęć fitnessu
miała dużo czasu. Wypełniała go działaniem. Starała się, aby jej ręce i głowa
były przez cały czas zajęte. Wtedy nie napływały myśli i Joanna mogła się
skoncentrować na zajęciach, które wyznaczała jej codzienność. Po prostu, na
życiu. To życie... Plotło się dzień po dniu cieniutką nitką rutynowych
czynności i odświętnych chwil; przynosiło wiele, zabierało jeszcze więcej;
przyprawiało dni i noce radością spotkań, goryczą samotności, słonym smakiem
łez i słodyczą chwil, które nie chciały trwać.
Spotkała kiedyś miłość.
Miała gorzki smak. Naobiecywała i nie dotrzymała słowa. Naprzynosiła planów,
nadziei i marzeń, których nie zdążyła spełnić. Odeszła, zabierając ze sobą
złudzenia, którym uległa Joanna. Zabrała ze sobą nawet wspomnienia, których
Joanna nie chciała. Bo bolały.
Wraz z goryczą, której
doświadczyła, pojawiła się nieufność. Do ludzi, bo krzywdzą. Do uczuć, bo
ranią. Do zaangażowania, bo zbyt drogo kosztuje. Dlatego zamknęła swoją
tęsknotę w szkatułce, którą przywiozła kiedyś z podróży do Portugalii i
zaglądała do niej tylko w chwilach słabości. A takich starała się miewać jak
najrzadziej. Była dzielna i zmagała się z życiem po swojemu. Twardo stąpała po
ziemi i nauczyła się, że współczesny świat nie jest miejscem przyjaznym
miłości. Po prostu nie ma na nią czasu, bo wciąż pędzi i gna; tak wielu rzeczy
chce spróbować na raz i tak niewiele czasu zostawia człowiekowi. I wciąż stawia
wybory, z których niejednokrotnie oba warianty są nie do przyjęcia.
Joanna spojrzała w
ciemniejące okno i przymknęła oczy. Pomarańczowe światło lampy przypomniało
letni urlop i czas nie spięty żadnymi ramami. Morze i jego zapach powróciły do
Joanny z całą swoją intensywnością. Zatęskniła za ciepłym piaskiem i dotykiem
dłoni na swoim rozgrzanym brzuchu. Ta dłoń chciała się wpleść między jej ściśnięte
palce i zostać. Na jak długo? Nie wiedziała. Nie miała pewności. Dlatego nie
pozwoliła jej i wyjechała bez pożegnania. Bo tak było bezpieczniej. Skaleczone
serce można było zakleić plasterkiem znajomej rutyny, oswojonej codzienności;
rozerwanego, nie dało się pozszywać niczym. Nawet nićmi zapomnienia,
wyplatanymi przez czas. Więc Joanna już nie ryzykowała. Oklejała serce tak, by
nie krzyczało i sama dyktowała mu warunki. Umiała negocjować. Była w tym dobra
i za to doceniano ją w pracy. Jej własne serce jednak nie chciało jej docenić.
Nawet nie miało takiego zamiaru. Krzyczało, pomimo tego, że nie chciała go
słuchać. Nie liczyło się z tym, co Joanna sobie zaplanowała. Ono miało zupełnie
inny pomysł na życie i tylko... ona nie chciała go słuchać.
(Monika A. Oleksa)
Na
tym świecie nic nie dzieje się bez powodu, życie nie składa się tylko z dobrych
chwil i nie jest usłane różami, są w nim i ciernie.
Są tajemnice związane
wszelkimi wydarzeniami losu. Danuta miała inne usposobienie i sposób patrzenia
na ludzi i świat. Cieszyła się nawet drobiazgami, które ją otaczały. Lubiła
siebie. Nie rozmyślając brała to, co przyniósł jej los; była zawsze wesoła,
uśmiechnięta, spontaniczna.. W pokoju, w którym przebywała, rozbrzmiewała
muzyka. Otwierała okno i puszczała aby cały świat słuchał. Miał dużo nagrań,
wielkie płyty i pocztówki. Zbierała je pieczołowicie, była koneserką nagrań
wszelkiej muzyki. Nie skarżyła się, chociaż rzeczywistość wyglądała inaczej. To
przy muzyce zapominała o wszystkim, nie rozmyślając o przykrych wydarzeniach. A
miała ich bardzo wiele. Wraz z dorosłością zmieniało się jej życie. Kochała
ludzi, mimo ich zdrad i upokorzeń/ Wiedziała, że nie wszyscy są źli; spotykała
też Aniołów w ludzkiej postaci, którzy jej dobrze życzyli. I to ją trzymało
przy życiu. Nie rozmyślając o przeszłości parła do przodu, chociaż potykała się
o przeszkody, ale miała upór i wiarę w lepsze jutro; starała się zmieniać.
Doświadczenia nauczyły ją, aby się nie poddawać, a wręcz przeciwnie. Każda
porażka mobilizowała ją do dalszej walki. Przekonała się, że jedynie Bóg ma dla
nas wielką Miłość.
(Danuta Giemza-Rudzińska)
Joannę brutalnie wyrwał ze snu dźwięk budzika. Miała
przed sobą ciężki dzień. Musiała przejechać pięćset kilometrów i spotkać się z
kobietą, z którą miała przeprowadzić wywiad. Wiedziała, że będzie to trudna
rozmowa inaczej szefowa wysłałaby kogoś innego. Jej rozmówczynią ma być Danuta
Leszczyńska-Spencer, dawniej aktorka grywająca na deskach największych teatrów
w Polsce i zagranicą, dziś staruszka, o której mówi się jedynie w kontekście
niewielkiej fundacji, którą założyła na rzecz chorych dzieci. Wczorajsze
popołudnie, zanim Joanna wyszła na fitness, spędziła na przeszukiwaniu całego
Internetu w celu znalezienia informacji o tej kobiecie. Teraz, paląc porannego
papierosa, przyglądała się zdjęciu młodej aktorki. Z czarnobiałej fotografii
spoglądała na nią dwudziesto-paro-letnia dziewczyna o ciepłym spojrzeniu i
szczerym uśmiechu. Była niewątpliwie piękną kobietą. Zadebiutowała rolą Mirandy
w sztuce Szekspira Burza, która
wystawiana była w Teatrze Kameralnym. Przez kolejnych kilka lat była prawdziwą
gwiazdą, przyciągającą do teatrów tłumy widzów. Następnie zrobiło się wokół
niej wiele szumu, kiedy w dniu premiery
Dziadów wystawianych w warszawskim Teatrze Polskim nie pojawiła się na
spektaklu. Po tym skandalu wycofała się z życia publicznego i wyjechała za
granicę. Tam poznała swojego męża, reżysera, który pomógł jej rozwinąć swoją
karierę. W Polsce grywała sporadycznie, ale wybaczony został jej incydent sprzed
lat i tu również była wielką sławą. Po śmierci męża, wróciła na stałe do kraju
i założyła fundacje pomagającą utalentowanym dzieciom z różnymi upośledzeniami.
Z aktorstwa wycofała się zupełnie. Wkrótce obchodzony będzie Światowy Dzień
Osób Niepełnosprawnych, stąd pomysł by przypomnieć o istnieniu tej wyjątkowej
kobiety i lepiej ją poznać. W ciągnięciu ludzi za język Joanna nie miała sobie
równych. Otwierały się przed nią najbardziej skryte znane osoby. Młoda kobieta
spojrzała na zegarek i szybko wybiegła z domu zatrzaskując za sobą drzwi.
Danuta Leszczyńska-Spencer mieszkała w starej kamienicy
mieszczącej się w dzielnicy Gdańska Wrzeszcz. Budynek wybudowany był w stylu
eklektycznym, z uroczą wieżyczką będącą jego narożnikiem. Kamienicę otaczało
zabytkowe ogrodzenie, z którym czas obszedł się bezlitośnie. Wdzierająca się w
nie rdza, deformowała i oszpecała piękną metalową kompozycję. Do wnętrza domu
prowadziły długie schody, które kończyły się tuż przed potężnymi, drewnianymi
drzwiami, a może raczej bramą, osadzoną w półkolistym ościeżu. Joanna zwykle
nie czuła tremy przed spotkaniami z ludźmi. Jednak tym razem czuła jak serce
tłucze się jej w piersiach. Weszła do środka. Klatka schodowa była ciemna i
pachniała starym drewnem. Szła w górę krętymi schodami, których stopnie
skrzypiały pod każdym jej krokiem. Na drzwiach pod numerem 9 zawieszona była
kołatka. Joanna wzięła głęboki oddech i delikatnie zastukała. Drzwi otworzyła
jej elegancko ubrana starsza pani o nienagannej fryzurze i pomalowanych
czerwoną szminką ustach. Pachniała jaśminem. Zaprosiła swojego gościa do salonu
i zaproponowała kawę. Joanna ochoczo się zgodziła. Chciała zyskać na czasie by
pozbierać myśli, przygotować się do rozmowy i rozejrzeć się po pokoju.
Aranżacja wnętrz to przecież jej pasja. Mieszkanie pani Danuty zrobiło na niej
ogromne wrażenie. Charakterystyczne dla starych kamienic wysokie sufity i
wielkie okiennice, wpuszczające wiele światła, sprawiały wrażenie dużej
przestrzeni. Pokój umeblowany był nowocześnie, gustownie i akcentował
przeszłość w postaci zawieszonej na ścianie galerii czarnobiałych zdjęć, drobnych
antyków i... obrazów wartych fortunę! Tuż przy oknie stała niewielka szyfoniera
na której stał gramofon. Dopiero teraz Joanna zauważyła lekko schowaną za
zasłoną gablotę z wielką kolekcją płyt winylowych i kompaktowych. Po raz
kolejny nie mogła wyjść z podziwu.
Danuta Leszczyńska-Spencer wróciła niosąc tacę, na której
poza aromatycznym napojem znajdowały się jagodzianki.
- Proszę się częstować.
– powiedziała z uśmiechem starsza pani. – Czy w czasie naszej rozmowy może
lecieć muzyka? Odpręża mnie i wprawia w lepszy nastój.
- Naturalnie. Nie
ukrywam, że dostrzegłam już pani kolekcję. Jestem pod wielkim wrażeniem. Nie
tylko tych zbiorów, ale całego mieszkania. Jest piękne. – zwykle Joanna mówi
tak pod publiczkę, aby połechtać łasych na komplementy celebrytów, lecz tym
razem było to szczere wyznanie.
Danuta
podziękowała uśmiechem i podeszła do gramofonu. W pokoju rozbrzmiały ciche
dźwięki i męski głos.
- Zna pani twórczość
Jacques’a Brel’a? Proszę mi wybaczyć, że sięgnęłam po starocie, ale w końcu
będzie pani rozmawiała ze starszą panią. – Danuta puściła oko do Joanny, a ta
zobaczyła w niej dziewczynę z fotografii, której przyglądała się tego poranka.-
Zaczynajmy. O co chce mnie pani zapytać?
- Jest pani
założycielką i prezesem fundacji Młodzi
Niepokonani. Proszę mi opowiedzieć o początkach tej działalności. Skąd
wzięła się w pani potrzeba niesienia pomocy innym?
Danuta podjęła temat ochoczo. Od pierwszych jej słów
Joanna przekonywała się, że rozmawia z ciepłą, wrażliwą i wartościową kobietą.
Kobietą, z której płynęła bezinteresowna miłość. Opowiedziała o trudnych
początkach swojej fundacji, o biurokracji, nieżyczliwości i obojętności wobec
krzywdy drugiego człowieka. Opowiadała też o ludziach, którzy przywracali jej
wiarę w człowieka. O wolontariuszach, o rodzinach, które czerpią siłę z miłości
i dzięki niej mają moc walczyć. Swoich małych podopiecznych fundacji nazywała
Aniołami. Kochała każde z tych dzieci. A ich miłość do niej była sensem jej
istnienia. Żyła i chciała żyć jak najdłużej dla nich. Joanna nie myliła się, ta
rozmowa była bardzo trudna. Była tak szczera i emocjonalna, że niekiedy z
trudem powstrzymywała łzy.
- Więc co według pani
jest najważniejsze w pani pracy? – zapytała na zakończenie.
- Miłość. – odparła
Danuta. – We wszystkim najważniejsza jest miłość. Na każdy aspekt naszego życia
należy patrzeć poprzez pryzmat miłości i kierować się nią.
- Miłość. A co jeśli
miłość nas tak zrani, że nie jesteśmy już w stanie drugi raz pokochać?- Joannie
wyrwało się to pytanie mimowolnie i zrobiło jej się głupio.
- To nie miłość nas
rani tylko źli ludzie, kochanie. Ktoś cię skrzywdził? – Danuta objęła Joannę
łagodnym spojrzeniem. – Nie musisz mi odpowiadać. Widzę to w twoich oczach. Czy
możemy uznać, że nasz wywiad się zakończył?
- Oczywiście.
Przepraszam, zajęłam pani zbyt dużo czasu. Dziękuję za poświęcony mi czas.
Tekst prześlę wcześniej do autoryzacji. – Joanna poderwała się i zaczęła
zbierać swoje rzeczy.
- Usiądź. – powiedziała
z uśmiechem Danuta. – Nie wyganiam cię. Chcę teraz z tobą porozmawiać
prywatnie. Jesteś miłym dzieckiem i zorientowałam się, że masz zranione serce.
Opowiem Ci coś, bo nie mogę pozwolić na to, byś zamknęła się na miłość. Ale
obiecaj mi, że nigdy tego nie upublicznisz.
W oczach Joanny stanęły
łzy i tylko lekko skinęła głową. Danuta postanowiła jej zaufać.
- Zapewne prześledziłaś
moją biografię i zwróciłaś uwagę na tę katastrofę z Dziadami i mój wyjazd do Stanów. Byłam zakochana. Był całym moim
światem i ja wierzyłam, że jestem dla niego najważniejsza. Byliśmy młodzi,
oboje u progu wielkiej kariery. Tego dnia straciłam przytomność, gdy się
obudziłam leżałam w kałuży krwi. W szpitalu przeszłam operację, poroniłam.
Bardzo to przeżyłam. Miałam załamanie nerwowe. Nie chciało mi się żyć. A on
mnie wtedy porzucił. Stwierdził, że musi się rozwijać, nie może się mną teraz
zajmować. Jestem młoda i się pozbieram. On musi zadbać o swoją przyszłość.
Wyjechał do Łodzi. A ja zostałam sama ze swoją żałobą i złamanym sercem. Dostałam
zaproszenie od przyjaciółki do Ameryki. Tutaj byłam skompromitowana. Zawaliłam
premierę. Nie miałam siły nikomu tłumaczyć, dlaczego nie dotarłam tego wieczoru
do teatru. Za Oceanem otoczyli mnie ludzie, którzy kochali mnie naprawdę. Poskładali
moją duszę i serce na nowo. Jim zakochał się we mnie. Odrzucałam tę miłość, bo
bałam się znów zaufać i powierzyć komuś moje serce. Ale w końcu zrozumiałam, że
życie bez miłości to nie życie. Człowiek jest powołany do tego, by kochać drugą
osobę. Nie można mieć serca z kamienia. Nie wolno tak żyć. Jim okazał się
miłością mojego życia. Spędziliśmy wiele cudownych lat. Nie mogliśmy mieć
jednak dzieci, choć oboje o tym marzyliśmy. Po jego śmierci wróciłam do Polski.
Chciałam dalej kochać i tę miłość postanowiłam ofiarować dzieciom. Dlatego
założyłam fundację. Joanno, zaufaj mi. Otwórz ponownie serce na drugiego
człowieka, na miłość. Masz tylko jedno życie. Nie pozbawiaj się najwspanialszego
aspektu naszego istnienia. Kochaj ludzi i zakochaj się, dziecko. – Danuta
podeszła do Joanny i pogładziła jej policzek, po którym spływała łza. Kobiety
pożegnały się serdecznie. Obie czuły, że ich rozmowa, była początkiem wielkiej
przyjaźni. Joanna usiadła w samochodzie, i patrzyła na fasadę starej kamienicy.
Sięgnęła po telefon i napisała sms’a: „Hej, przepraszam, że uciekłam bez
pożegnania. Spotkajmy się.”.
(Matylda Graboś)