piątek, 9 marca 2018

Opowiadanie nr 2



Dobry wieczór. I to ma być dobry wieczór?
W głowie Agnieszki od ponad godziny trwała burza. Z piorunami, gradem, ulewą i wichurą.
Dobry wieczór, dobre sobie, żachnęła się.
Woda z pralki zalała mieszkanie sąsiadów, jej były facet zrobił jej awanturę w banku, gdzie poszła wypłacić alimenty, Młody złamał nogę na wuefie w szkole, a Gośka pojechała w góry z Mateuszem.
Dzwonek do drzwi przerwał jej rozmyślania.
-Dobry wieczór, pani Agnieszko, mogę na minutkę? – pani Aniela spod piątki uśmiechała się promieniście, na wszelki wypadek od razu stawiając nogę na progu mieszkania – nie zajmę pani dużo czasu, ale przecież nie będziemy rozmawiać na klatce schodowej, prawda? – nie dawała za wygraną.
Agnieszka westchnęła. Jakie ona ma wyjście? Jak nie wpuści tego babsztyla, to nazajutrz przestanie mieć dobrych sąsiadów. Jak wpuści – to Bóg jeden raczy wiedzieć, co się dowie. Ale może lepiej wiedzieć, niż nie wiedzieć?
- Naturalnie, pani Anielciu, naturalnie, proszę wejść – zaszczebiotała słodko, przekrzykując gromy i wichurę, które nadal szalały w jej głowie i ani myślały przestać – napije się pani herbatki? Dostałam od przyjaciółki z Anglii, bardzo aromatyczna.
- Ale z ciebie miłe dziecko – pani Anielę znało całe osiedle właśnie dlatego, że nigdy nie trzeba było dwa razy powtarzać zaproszenia na herbatkę i ploteczki. Do tego była pierwsza. Wchodziła na chwilkę, znajdowała sobie wygodny fotel albo siadała na środku kanapy, a potem ... no cóż. Potem gospodarze musieli fabrykować sztuczne powody, aby zakończyć jej wizytę, bo potrafiła się zasiedzieć kilka godzin i głośno wyrażała swoje zdumienie, że „no patrzcie państwo, jak ten czas zleciał! Dopiero przecież przyszłam, a tu już szósta!” Wszyscy na osiedlu pamiętali ta historię, kiedy podczas wizyty u Młynarczyków, ich mały, siedmioletni wtedy, syn, skomentował: „A lekcje już odrobione? Bo mnie to rodzice nigdzie nie puszczają, dopóki nie pokażę zeszytów z pracą domową!”. Niby się śmiała, że jaki rezolutny chłopiec, że taki bystry, ale dziwnie szybko wtedy skończyła wizytę, a Paweł, brat Agnieszki, kilka razy słyszał, jak żaliła się coraz to komuś innemu, że ludzie nie potrafią nauczyć młodych szacunku do starszych, więc nie dziwne, że świat schodzi na psy.
Agnieszka, wciąż walcząc z nawałnicą w swojej głowie, uśmiechała się do pani Anieli, serwując jej herbatę, której aromat przyjemnie drażnił nozdrza. Przy takiej herbacie można było się naprawdę rozmarzyć. Agnieszka uwielbiała oddawać się marzeniom. Kiedy tylko miała chwilę czasu dla siebie, z kubkiem herbaty w ręku zapadała się w swoim ulubionym fotelu i przenosiła się do wyśnionego domku z ogródkiem nad polskim, pięknym morzem, gdzie nie dochodził huk samochodów, hałas ulicy, zgiełk wielkiego miasta. Tylko ona, herbata, fotel, Mateusz (właśnie ten sam, który teraz, nie bacząc na swój udział w marzeniach Agnieszki, w towarzystwie Gośki, zdobywał szczyty gór) i... pani Aniela. Pani Aniela??? A no tak.
Pani Aniela siedziała w kuchni, popijała herbatę i z podejrzliwością zerkała na Agnieszkę.
- Wiesz, kochaniutka, jakoś niewyraźnie wyglądasz. Pani Krajewska spod siódemki mówiła, że podobno ostatnio nie wychodzisz na ławeczkę. No powiem ci, że się martwimy wszyscy o ciebie. No bo gdzież to tak nie wychodzić do ludzi, no daj spokój dziecko, no naprawdę. My tu wszyscy życzliwi ci jesteśmy, twoja rodzina można by rzec, a ty tak nic, tylko ta praca i dom, i praca i dom. No i powiem ci jeszcze, że ta pani co teraz wynajmuje ten kiosk naprzeciwko przedszkola, tam gdzie pracujesz, to też mówiła, że jakaś smutna jesteś i że wcale nie kupujesz już u niej kosmetyków ani nic, tylko ledwo dzień dobry powiesz i tyle. I uradziliśmy, że przyjdę do ciebie i sprawdzę, co z tobą się dzieje, bo to tak nie można samemu i samemu – pani Anieli w końcu zabrakło powietrza i przerwała wywód.
Agnieszka patrzyła na nią osłupiała:
-Wszyscy na osiedlu? I pani Kowalikowa z kiosku też, mówi pani? – mówiła powoli, akcentując każdy wyraz.
Pani Aniela zmieszała się:
- No tak, przecież właśnie to powiedziałam, że wszyscy z osiedla się martwią, że..
-Tak, słyszałam, co pani mówiła. A konkretnie ci „wszyscy”, to znaczy kto? – Agnieszka powiedziała to najłagodniej, jak tylko umiała, ale jej wzrok mówił wszystko.
- No... wszyscy... i ja, i Młynarczykowa, i ja... i córka Andrzeja, Klarcia, bo to takie dobre i wrażliwe dziecko, no mówię ci, jak tylko zauważyła, co się z Tobą dzieje, zaraz przyszła do mnie.... yyyy, znaczy do Andrzeja... – pani Aniela szykowała się do kolejnego natarcia, ale Agnieszka była szybsza:
- Andrzeja, który jest pani drugim mężem? Pani pasierbica, Klara? Ktoś jeszcze oprócz pani rodziny? Przecież pani Młynarczykowa to siostra pani pierwszego męża, prawda?
A co niby takiego strasznego się ze mną dzieje, pani Anielo? Jestem przekonana, że pani doskonale to wie i bez pomocy Klary.
Zapadła niezręczna cisza. Słychać było tylko przyspieszony oddech pani Anieli i dziecięce pokrzykiwania za oknem. Agnieszka tą ciszę przerwała.
(Dorota Szczepańska)


- Pani Anielo, serdecznie dziękuję za troskę - powiedziała z sarkazmem - jak Pani sama zauważyła nie jestem w najlepszej formie, więc chciałabym odpocząć.
Na szczęście babsko podniosło się i jak niepyszne pożegnało niegościnne progi. Agnieszce odechciało się aromatycznej herbatki.
– Od jutra piję tylko zieloną! – powiedziała na głos do siebie, usiadła przy kuchennym stole, podparła obolałą głowę rękami i … zaczęła „samobiczowanie”. – Chyba jednak spostrzeżenia dzielnicowej plotkary nie całkiem mijają się z prawdą. Jest kiepsko: noga Benka w gipsie, zdrada Gośki, rozczarowanie Mateuszem, wszystko „pod górę” i „wiatr w oczy”. Do tego totalne zmęczenie pracą. Ostatnie tygodnie przed wakacyjną przerwą w przedszkolu to istna harówa i wszechobecny stres. Odpocząć! Czas odpocząć! Muszę się stąd wyrwać, zmienić POWIETRZE i przewietrzyć szare komórki. Na szczęście jeszcze tylko kilka dni i upragniona laba. Mieli z synem plany. Chcieli pojechać nad ulubiony Bałtyk. W Ustce mieli „metę” u zaprzyjaźnionego rybaka. Od kilku lat co roku zakotwiczali na dwa, trzy tygodnie u pana Stanisława. Wtedy Benek skoro świt wypływał z nim kutrem w morze. Po powrocie pomagał (to znaczy jemu się wydawało, że pomaga) panu Staszkowi z połowem i sieciami. A potem pływanie, pływanie, pływanie. W czasie roku szkolnego tego nie miał; basen nie był dla Benka – o, zgrozo! miał uczulenie na chlor. Dlatego w czasie wakacji szalał w morzu do upadłego – jak mawiał „na zapas”. Agnieszka też lubiła pochlapać się w słonej wodzie, powalczyć z falami. Ale nad wszystko przedkładała długie spacery piaszczystym brzegiem. Mogła tak iść aż po horyzont, który oddalał się i … oddalał. Szum rozbijających się fal uspokajał, koił, niósł obietnicę. Niestety, przez to niefortunne złamanie wyjazd do Ustki „spalił na panewce” i wszystko się skomplikowało. A może nie?
Z pokoju Benka dochodziły dźwięki muzyki. To jego ulubiony Santana „uprawiał wirtuozerię” na gitarze. Benek uczył się gry na tym instrumencie, niestety od mistrza dzieliła go przepaść. Cóż, jest jeszcze mały. Spod drzwi sączyło się rozproszone światło. Aga zapukała
- Synku, możemy pogadać?
- Jasne mamuś, wchodź!
Młody siedział przy komputerze. Nogę zapakowaną w gips ułożył wygodnie na stołku. Na widok matki zamknął klapę ekranu komputera
- No co tam?
- Co byś powiedział na wakacyjny wyjazd do cioci Bogny i wujka Władka?
- Super, super! Myślałem, że przez mojego „złamasa” nigdzie się nie ruszymy. Ale klawo!!!
- Beniu, ale czy wytrzymasz podróż? To kawał drogi na Mazury.
- Dam radę, spoko, byle tylko nie siedzieć tu w czterech ścianach.
- Czyli pakujemy się. Postanowione. Jeszcze tylko chwilka do zakończenia roku szkolnego i w drogę.
Bogna, starsza o dziesięć lat siostra Agi i jej mąż Władek mieszkali dosłownie na skraju Puszczy Augustowskiej. A jakby jeszcze było mało, to o rzut kamieniem od Kanału Augustowskiego. Po prostu bajka. Świeże powietrze, jeziora, lasy, a nawet prawdziwy bór pełen dzikich ostępów i leśnej zwierzyny. Tylko żyć nie umierać! 


***

Agnieszka zapakowała bagaże do swojej „Renówki 5”, umościła Benedykta z jego biedną nogą i wczesnym rankiem wyruszyli. Cieszyli się oboje, mając każde swoje nadzieje związane z pobytem u wujostwa. Aga myślała, że tylko u siostry ochłonie, nabierze dystansu do sprawy „Gośka & Mateusz” (na razie bardzo boli), odpocznie i „naładuje akumulatory”. Benek uwielbiał ciocię i wujka. Oni, nie mając własnych dzieci, od zawsze darzyli siostrzeńca miłością. Był ich „oczkiem w głowie”. Bogna i Władek z niecierpliwością oczekiwali wytęsknionych gości. Snuli plany jak umilą pobyt „uziemionego” małolata. Władek skonstruował specjalną przyczepkę do roweru, by mógł zabierać ze sobą na przejażdżki Benka. Przycumowana do pnia leciwej brzozy drewniana łódka kołysała się na wodzie gotowa na przyjęcie wioślarzy i na przygodę. W sionce wuj Władek ustawił równiutko spinningi i zwykłe wędziska. Oj, będzie się działo! Bogna przygotowała gościnne pokoje, a teraz pichciła, by ugościć rodzinkę. Smakowity zapach drożdżowych jagodzianek rozchodził się po domu. Aga wjeżdżając w bramę domostwa Władków poczuła się tak, jakby złapała dodatkowy oddech. A oni już wybiegli na spotkanie. Siostry padły sobie w ramiona. Wuj wydobył z samochodu zdrętwiałego i obolałego, ale szczęśliwego Benka. „Ochów” i „achów” pełnych radości było co niemiara. Po podróży i po południu pełnym wrażeń, po pierwszych opowieściach, po przepysznej obfitej kolacji i kieliszeczku domowej malinowej nalewki Agnieszka z rozkoszą bęcnęła na łóżko w swoim pokoiku. Pościel pachniała zapowiedzią spokojnego, odprężającego snu.
- O rany, jak cudownie! Jakie powietrze! Jaka cisza… tego mi było trzeba. A moje zmartwienia z którymi miałam się zmierzyć i uporać?
Sen nadciągał wielkimi krokami. Oczy same się zamykały . – Mam nieodpartą ochotę na chwilę stać się Scarlett O’Harą – sen zaczął mieszać się z jawą „Nie będę o tym myślała. Jutro o tym pomyślę”. Tak, przecież jutro też będzie dzień.
(Alicja Tracz)

Nazajutrz wczesnym rankiem Agnieszkę obudził śpiew ptaków, skrywających się w gąszczu drzew i krzewów otaczających dom siostry i szwagra. Podeszła do okna. „O, Boże! Jak to dobrze, że to nie blokowisko i nie świergot mojej sąsiadki i że nie muszę słuchać wścibskich koleżanek pragnących na siłę naprawiać moje życie. Czas podjąć odpowiednie kroki”, pomyślała, „moje życie w moich rękach. Nie chcę wracać do przeszłości, choć wiem, że nie będzie łatwo. Postaram się porzucić myśli związane z nieudanym związkiem z Mateuszem. Pokochałam go, wiązałam z nim ogromne nadzieje. Marzyłam, abyśmy stworzyli ciepły, pełen miłości dom.” Agnieszka jakby zatrzymała się na chwilę.
- Wybrał Gośkę - powiedziała spokojnym tonem - dlatego też na przyszłość postaram się lepiej dobierać przyjaciół.
Tymczasem na Agnieszkę w kuchni pensjonatu czekało śniadanie. To Bogna rozpieszczała swoich wszystkich gości serwując świeżutkie pieczywo prosto z pieca, serek kozi i tradycyjnie pieczony schab z ziołami. Agnieszka, gdy usłyszała radosny głos Władka, poprawiając nieco fryzurę, zbiegła po schodach na parter i dołączając do domowników, usiadła do stołu.
-Na dzisiaj zaplanowałem wycieczkę krajoznawczą dla mojego siostrzeńca - rzekł Władek - pojedziemy do Augustowa do mojego przyjaciela pasjonata żeglarstwa, po drodze będziemy zwiedzać piękne tereny mazurskie .
Benek bardzo się ucieszył. Gdyby mógł, skakałby do góry z radości – niestety ledwie wgramolił się do wysokiego jeepa z napędem na cztery koła.
Agnieszka na dzisiaj nie miała sprecyzowanych planów, więc pomyślała, że spędzi ten dzień w towarzystwie Bogny. Po śniadaniu miała wielką ochotę chociaż przez chwilę pooddychać świeżym zdrowym powietrzem.
- Siostrzyczko - zwróciła się do Bogny - idę na spacer, a po powrocie pomogę Ci w pracach domowych.
Agnieszka potrzebowała czasu, aby pobyć sama ze sobą, a tereny, które otaczały dom kuzynów, dobrze znała, więc mogła sobie pozwolić na spacer po okolicy. Podczas spaceru przypominały jej się czasy, kiedy to pływała po mazurskich jeziorach żaglówką, przebywając na obozie, kiedy była studentką. Zatrzymała się przy stuletnim dębie, przy którym Marcin Wasilewski oświadczył jej się na niby. Nagle spojrzała na zegarek. „Chyba powinnam już wracać, dochodzi dwunasta.”
Ruszyła szybszym krokiem i wtem usłyszała wołanie:
- Proszę pani, proszę pani czy mogę o coś zapytać ?
- Tak- odpowiedziała Aga.
- Chciałbym zatrzymać się na jedną lub dwie doby w tej okolicy, a w pensjonacie Augustin nie ma wolnych pokoi, więc może orientuje się pani, gdzie jeszcze mogą być wolne miejsca. Teraz żałuję, że nie zrobiłem rezerwacji - ciągnął dalej.
-Myślę, że panu pomogę - rzekła Agnieszka - dzisiaj zwolnił się pokój u mojej siostry w pensjonacie, więc proszę zapytać.
-Dziękuję serdecznie - odpowiedział, rzucając milutki uśmieszek w stronę nieznajomej.
„O rety, jaki przystojny” - pomyślała i od razu poczuła ,że jej złamane serce zaczęło mocniej bić .Jednak szybko odrzuciła złote myśli, bo przecież to kolejny facet ,bezduszny i egoista, który na pewno szuka przygód i po kilku dniach wróci do żony i będzie grał wspaniałego męża.
- Czy może pani zaopiekować się moim aparatem przez chwilę? -poprosił – Oj, przepraszam nie przedstawiłem się, mam na imię Michał, przyjechałem z Łodzi, zbieram materiały do mojej pracy naukowej i bardzo mi zależy, aby jak najszybciej ją ukończyć.
- Bardzo mi miło, ja jestem Agnieszka, przyjechałam razem z moim synkiem żeby odpocząć.
-Ja też mam syna, ma sześć lat - odpowiedział Michał - Tymek mieszka z mamą we Wrocławiu. Moja żona odeszła, wyjechała ze swoim kolegą z pracy, gdy Tymoteusz miał dwa latka. Z synem spotykam się dwa razy w miesiącu. Bardzo tęsknię za nim. Za tydzień rozpoczynamy też wspólne wakacje, ponieważ mamy podobne zainteresowania . Tymek też uwielbia obserwować ,,skrzydlate”- i dlatego najczęściej przyjeżdżamy na Mazury.
Agnieszka z wielkim zaciekawieniem słuchała zwierzeń napotkanego turysty, zachwyciła ją jego troska o syna i fascynacja przyrodą, która dla niej jest też ukojeniem życiowych kłopotów.
-Agnieszko, chyba za długo opowiadam Ci o moim życiu. -Nie, nie, spokojnie, choć tak naprawdę ja muszę wracać, już późno -zaniepokoiła się Agnieszka.
-Tutaj jest moje auto, może pojedziemy, będzie szybciej - Michał złożył sprzęt fotograficzny i w kilka chwil byli już na miejscu. Zanim ornitolog rozgościł się w pokoju, Aga zdążyła opowiedzieć siostrze, jak minęło jej przedpołudnie. Gdy nadeszła pora obiadu, a wczasowicze zasiedli do stołu, Agnieszka zauważyła, że nowy gość ciągle spogląda w jej stronę. Jednak starała się nie być zainteresowana Michałem, choć tak naprawdę nawet na chwilę nie przestawała o nim myśleć. Zintegrowani goście w czasie obiadu zachwycali się sosem grzybowym, tartą z jagodami i nalewką jałowcową, a także poruszali tematy natury politycznej. Ale gdy Agnieszka słyszała radosne okrzyki syna, wybiegła mu na spotkanie. Chwilę później do Bonka podszedł Michał, pytając z zainteresowaniem, co się przydarzyło i jak doszło do upadku.
Bonek, oczko w głowie pensjonariuszy, cieszył się dużym zainteresowaniem jego osobą.
Po obiedzie goście zajęli się rozwijaniem swoich pasji i zainteresowań. Michał też rozłożył sprzęt specjalistyczny do obserwacji ornitologicznej i zwrócił się do Agnieszki stojącej na werandzie. -Udało mi się zlokalizować pewien gatunek biegusa zmiennego na tym obszarze i chciałbym prosić cię, byś mi towarzyszyła mi w poszukiwaniu tego unikatowego osobnika.
Aga bardzo chętnie się zgodziła, zwłaszcza że kiedyś w szkole brała udział w olimpiadzie biologicznej i chętnie powtórzyłaby sobie z tego przedmiotu wiadomości.
Michał i Agnieszka z ogromnym zainteresowaniem obserwowali zachowania skrzydlatych, badali upodobania, zwyczaje gdzie i na jakim terenie najchętniej przebywają. Gdy już zebrali porcję informacji, postanowili je uporządkować, usiedli więc w altanie i nawet nie zauważyli kiedy zapadł zmierzch. Niebo tego wieczoru było wyraziste i bezchmurne, a skrzydlaci przyjaciele cichutko koili świat do snu.
-Dziękuję Agnieszko za pomoc i wspaniale spędzony czas, nawet nie pomyślałem, że spotkam tak wartościową a jednocześnie piękną dziewczynę jak ty. Czy mogę Cię przytulić? - zapytał Michał.
-Jak dawno nie czułam się tak potrzebna i tak szanowana jak dzisiaj - rzekła czułym głosikiem Agnieszka.
Mój Boże, jak ty drżysz - Michał wtulił ją w swoje ramiona ściskając mocno i wyszeptał jej cichutko do ucha - Moja maleńka jemiołuszko.

(Urszula Daśko)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Życie tak szybko mija...

  Życie tak szybko upływa. Za szybko, jak dla mnie. Ale nie mnie oceniać zamysł Wielkiego Zegarmistrza, widocznie jest w tym zamierzony sens...