Dostaliśmy zadanie. W ogóle - na każdym spotkaniu dostawaliśmy zadania. To nie była praca domowa typu: ćwiczenie 3 strona 52. Każdą z naszych prac domowych można nazwać zachętą i dodawaniem odwagi. Kilkoro z nas miało zacząć pisać ... coś. Opowiadanie? Powieść? Miało się okazać. Potem te "zaczątki czegoś" drogą mailową trafiały do kolejnej osoby. Trzecia lub czwarta z kolei osoba miała za zadanie ten utwór skończyć.
Na razie nasze opowiadania nie mają tytułów. Niedługo będą miały :)
Proszę zobaczyć, jak niby niepozorne, zwyczajne słowa zaczynają się budzić, nabierać mocy i ... żyć własnym życiem.
PS. Czytaliśmy te opowiadania potem głośno. Nikt, kto zaczynał, nie skończyłby tak, jak zostały one skończone. Nie tyle - lepiej, co - zupełnie inaczej. Ale ta swoista zabawa literacka - była przednia. Czuliśmy się doskonale. Opowiadań jest cztery. Wstęp (to jest to, co teraz, Drogi Czytelniku, masz przed oczami), jest jeden. Ale dotyczy każdego z tekstów.
Na razie nasze opowiadania nie mają tytułów. Niedługo będą miały :)
Proszę zobaczyć, jak niby niepozorne, zwyczajne słowa zaczynają się budzić, nabierać mocy i ... żyć własnym życiem.
PS. Czytaliśmy te opowiadania potem głośno. Nikt, kto zaczynał, nie skończyłby tak, jak zostały one skończone. Nie tyle - lepiej, co - zupełnie inaczej. Ale ta swoista zabawa literacka - była przednia. Czuliśmy się doskonale. Opowiadań jest cztery. Wstęp (to jest to, co teraz, Drogi Czytelniku, masz przed oczami), jest jeden. Ale dotyczy każdego z tekstów.
Biegła
z pracy do domu niemal na skrzydłach. Dzisiaj jej mąż miał urodziny.
Przyjaciele mieli przyjść na kolację. Już wcześniej przygotowała swoje popisowe
dania, za którymi on przepadał. Zostało jeszcze tylko nakryć do stołu, wymieszać
sałatkę i zrobić się na bóstwo. W tym
szczególnym dniu chciała wyglądać wyjątkowo. Dla niego! Marzyła, żeby na jej
widok zaniemówił z wrażenia, żeby przypomniał sobie, jakim jest szczęściarzem,
że ma taką piękną żonę. To miał być wieczór idealny. No
cóż...niewątpliwie był to wieczór, którego nigdy, ale to przenigdy nie uda
jej się zapomnieć. Radosna wbiegła do mieszkania z ulubioną piosenką Hani Banaszak na ustach. To nic, że nie potrafiła śpiewać. Była
tak podekscytowana, że nic sobie nie robiła z tej błahej w końcu ułomności..
Zalotne ...mam ochotę na chwileczkę zapomnienia… uwięzło jej w gardle. W
salonie, rozwalony na kanapie, siedział mężczyzna. Przed nim stała do połowy
opróżniona butelka whisky. Obok leżał bagnet z długim ostrzem, jeden z bogatej
kolekcji pana domu. Ten mężczyzna to był jej mąż. Ten sam, dla którego
tak bardzo się starała, zwolniła się nawet z pracy, żeby przed jego powrotem do
domu wszystko było przygotowane, a ona wyglądałaby pięknie w nowej sukience. Z
całej siły starała się nie rozpłakać. To byłaby straszna katastrofa. Gdy ona
płakała, jej mąż wpadał w szał. Nigdy tej jego irracjonalnej reakcji nie
rozumiała, ale przy nim nauczyła się połykać łzy.
-
Wcześnie wróciłeś - powiedziała, siląc się na spokój.
-
Nie poszedłem dzisiaj do pracy. Mam urodziny, pamiętasz?
-
Jak mogłabym zapomnieć. - Popatrzyła na niego z wyrzutem.
Nieogolony, w pomiętej koszuli, śmierdzący alkoholem, z tym niebezpiecznym błyskiem w przekrwionych
oczach, którego nie lubiła, wręcz bała się, wyglądał okropnie.
- Niedługo
przyjdą goście. W takim stanie zamierzasz ich przyjąć? - dodała. Nie
zdołała w porę ugryźć się w język i to był błąd. Zanim do końca wypowiedziała
te słowa już ich pożałowała. Zerwał się z kanapy. Chwycił bagnet. Zaczął nim
wymachiwać. Przeraziła się nie na żarty. Bała się, że zrobi sobie krzywdę. Ten
bagnet był naprawdę ostry.
-
Oddaj mi ten nóż - poprosiła z takim spokojem, na jaki było ją w tej chwili
stać.
-
Nic ci się nie podoba. Ciągle się czepiasz! Nawet własnych urodzin nie mogę
świętować tak jak chcę. Koniec z tym! Wreszcie będziesz miała spokój! -
Wrzeszczał jak opętany, a ona bała się coraz bardziej....Przez chwilę miała ochotę
uciec, schować się gdzieś i przeczekać...Nie zrobiła tego. Podjęła desperacką
próbę uspokajania rozjuszonego zwierza.
-
Wiesz, widziałam dzisiaj na bazarze, podobny bagnet do twojego. Miał bardzo
ciekawą rękojeść - próbowała odwrócić jego uwagę kierując rozmowę na interesujący
go temat. Bagnety to był jego konik! Jej fortel, chyba po raz pierwszy od lat,
nie zadziałał.
Barbara
Cywińska
Gośka
wiedziała, że kłótnia z pijanym mężem nic nie da. Przez ponad dwadzieścia lat
małżeństwa nauczyła się żyć z alkoholikiem. Arek pod wpływem "procentów" nie był sobą i nie miało najmniejszego sensu
dokonywania jakichkolwiek ustaleń.
-
Może się napijemy na te twoje urodziny - zaproponowała Małgorzata zmieniając
temat i nalewając mężowi w szklankę trunek (a co będzie mu żałować!)
Arek
jednym haustem opróżnił szklankę, nie czekając na toast...
-
Dolej jeszcze - wydał polecenie.
Gośka
bez odrobiny sprzeciwu dolała. Raz i jeszcze raz, aż butelka stała się pusta. A
mąż pił, niczym spragniony wędrowiec, jakby to była woda a nie alkohol.
-Zimno
jakoś - powiedziała raczej do siebie, wstała i podeszła do grzejnika. Odkręciła
zawór. Poprawiła kwiaty na parapecie. Odwróciła się do męża.
- A może się
zdrzemniesz przed przyjściem gości? Przykryję cię kocem - uśmiechnęła się do
męża.
-
No, może bym się zdrzemnął - wymamrotał mąż leżąc już na kanapie...
I
tyle z nim było rozmowy.
Gośka
szybko podjęła decyzję. Musi wykonać parę telefonów....
Pierwszy
do pani Marysi, która prowadzi malutki zakład fryzjerski. Może się uda
odświeżyć fryzurę? Szczęśliwie - tak! Tylko musi być u fryzjerki za pół
godziny!
Wykonała
też telefon do teściowej - Bożeny Strawki.
-
Dzień dobry, mamo - powiedziała przez telefon do teściowej - dzisiaj organizujemy
kolację urodzinową - Arek kończy 45 lat, byłoby dobrze gdybyście z tatą
przyjechali - powiedziała najuprzejmiej jak mogła, pomimo zdenerwowania.
-
A może przyjedziemy w niedzielę, bo dzisiaj to będziecie mieć innych gości? - zaczęła Bożena.
-
Nie wiem, kto przyjdzie, bo tylko Beata z Przemkiem odzywali się ostatnio.
Przyjedźcie,
będzie nam miło - zachęcała teściową.
-
A co z Karolkiem i Gabrysiem? Będą?- zapytała o wnuków
-
Przyjadą później - mają treningi - usprawiedliwiała synów Małgorzata.
-
Dobrze, postaramy się z Kaziem przyjechać do was. A na którą?
-
Myślę, że na osiemnastą...
-Dobrze,
przyjedziemy...
-
Świetnie, będziemy czekać. Mam nadzieję, przyjść do domu przed gośćmi, bo muszę
jeszcze zahaczyć o fryzjera - dodała Gośka
Na przyjęciu urodzinowym miała być jeszcze
reszta rodziny męża. Siostra i szwagier oraz dwaj młodsi bracia Julian i
Ksawery...
Och,
żeby wszystko było jak trzeba - przemknęło Gośce przez głowę
Wykonała
jeszcze parę telefonów i wybiegła ubrana w swoją nową sukienkę, której barwa
nawiązywała do jej ulubionego czerwonego wina Chateau Menada. Sukienka była
bardzo kobieca, podkreślała atuty właścicielki i prowokowała głębokim dekoltem,
dlatego Małgorzata zarzuciła na siebie jeszcze szary sweterek, by zbytnio nie
kusić swoim wyglądem.
Fryzjerka wyczarowała na głowie Gośki
wspaniałą fryzurę, podkreślającą piękną twarz i cudowne sarnie oczy.
Później
zrobiła parę sprawunków, by pod dom podjechać w tym samym czasie co teściowie i
siostra Arka - Wioletta z mężem.
Małgorzata
szła pierwsza, niosąc sprawunki i klucz. Goście odświętnie ubrani podążali za
nią. Teść niósł prezent dla swojego syna, szwagier- Wiktor niósł wino oraz coś
jeszcze w małym ozdobnym pudełku...
Drzwi
otworzyły się niemal same, z wnętrza domu dobiegała głośna muzyka oraz rechot
podpitych mężczyzn jak również piski i śmiech jakiś kobiet... Kiedy wszyscy
weszli do salonu, ich oczom ukazał się bardzo osobliwy widok: Arkadiusz wraz ze
swoimi braćmi oraz kolegą Czesiem byli bardzo pijani, ale nie to było powodem,
że teściowa Małgorzaty straciła na wstępie głos.. Wszyscy czterej byli w samej
bieliźnie! A przed nimi wyginały się w kuszących pozach jakieś młode kobiety,
też bardziej rozebrane niż ubrane.
-
Co....co to ma znaczyć!- bardziej wysyczała niż powiedziała Bożena, a jej policzki
płonęły czerwienią.
-
No co mamusia?- podniósł i opadł na kanapę Arek - mam uro...(czknął) dziny- dokończył.
-
To wiem - wysyczała Bożena - a te?- tu wskazała na dwie półnagie kobiety -
wywłoki co tutaj robią??!!
-
O, wypraszamy sobie - teraz odezwała się jedna z ,,pań"- my świadczymy usługi
na wysokim poziomie i proszę nam nie ubliżać.
-
Wynocha mi stąd!- wrzasnęła do ,,artystek" teściowa, a wściekłość jaka
miała wymalowana na twarzy mogłaby spotęgować buchające dymem z nosa i uszu -
ale to już! - dodała, a w kącikach ust pojawiła się piana.
Dziewczyny
pospiesznie zakładały garderobę i starały się jak najszybciej opuścić to
miejsce, gdzie niespodziewanie i brutalnie przerwano ich występ. Jedyną dobra
stronę tej pracy, było to, że inkasowały należność przed występem. Wybiegły z
mieszkania, a na odchodne życzyły -''Udanej imprezy". I tyle je widzieli.
- "Udanej imprezy"- powtórzyła Bożena. - Cóż za bezczelność – dodała.
Panowie
w negliżach też zaczęli się ubierać, jednak robili to nieudolnie. Spożyte "procenty" spowodowały, że prosta czynność jaką jest ubieranie, była zbyt
trudna i dostarczała wielu komplikacji....
Naraz
wszyscy goście dostrzegli brak Małgorzaty. Nikt nie wiedział, kiedy wyszła i
gdzie jest.
Gośka
jechała samochodem i śpiewała na całe gardło
z Danutą Rinn - "Gdzie ci mężczyźni"?
Jechała
na umówione spotkanie z koleżankami: Marzeną, Jolą i Elą.
Jechały,
by posiedzieć i pośmiać się z kawału jaki udało się wykręcić rodzinie Strawków.
"Zemsta
jest słodka!"- chciałoby się krzyczeć na całe gardło. To nawet nie była
zemsta, a jedynie dobry kawał zrobimy rodzinie Strawków.
Gośka kochała swojego męża, bardziej niż on
ją. I to był błąd. Bo kto kocha bardziej, ten też cierpi więcej. Ponieważ Arek
był pewien uczuć swej żony i jej bezgranicznego zaufania...
"Ale
dzisiaj, tak właśnie dzisiaj! miarka się przebrała. Koniec z tą toksyczną miłością,
koniec z mężem alkoholikiem!"
Dzisiaj takie myśli towarzyszyły Małgorzacie.
Wcześniej
uprzedziła synów, że nie będzie nocowała w domu i żeby nie martwili się o nią.
Miała żal do Bożeny, którą szanowała, że nie
zgadza się z nią. Teściowa wmawiała swojej synowej, że ta źle traktuje Arka i
ten dlatego nadużywa alkoholu. Był taki moment, kiedy pili we trzech: Arek, Ksawery
i Julek, to Gośka poszła i powiedziała w domu teściów, że coś trzeba zrobić z
tym alkoholizmem. Wtedy Bożena była wielce oburzona i to wtedy padły te słowa:
,,Moi synowie nie są żadnymi alkoholikami!" Nawet wtedy, gdy "pod
wpływem" rozbili nowe auto...
Gośka była bezsilna, miała jednak wsparcie w
swojej rodzinie i tylko ona oraz dzieci dawały jej energię, by żyć!
Czara goryczy została przelana miesiąc temu,
kiedy Małgorzata wybrała się do teściów. Dochodząc do domu zauważyła na
podjeździe samochód Heleny Duńskiej - od paru miesięcy przyjaciółki Bożeny (Helena miała w mieście salon fryzjerski). Obie panie uwielbiały ze sobą
przebywać i "obrabiać" to i owo. Stworzyły sobie koło wzajemnej
adoracji i nieustannie prawiły sobie nawzajem komplementy. Uprawiały tą swoistą "psychoterapię”, by podnieść swoją samoocenę i utwierdzać się w przekonaniu, że
cały świat jest zły, a one takie dobre oraz ich dzieci są wyjątkowe...itp
itd...
Przez uchylone okno do Gośki dobiegły strzępy
rozmowy, ale to, co usłyszała pogrzebało jej teściową i spowodowało, że
nie weszła do środka.
-
No to jak tam, Bożenko, wiedzie się twoim dzieciom?- zapytała Helena.
-
Córka nie powiem, dobrze trafiła - dobrego ma męża. Jej Wiktor, gdy wraca z
pracy to gotuje, sprząta, pierze, dziećmi się zajmuje...
-
A syn?
-
Och, Helenko, syn trafił na jakiegoś nieroba, bo ciągle jego żona mówi mu, żeby
umył po sobie naczynia, pomógł chłopcom w ogrodzie, wytrzepał dywan... Co ta
jego żona sobie myśli!??! On tak ciężko pracuje, pilnuje czy ktoś czegoś z
zakładu nie wynosi, bo jest ochroniarzem, to taka ciężka praca siedzieć i
patrzeć ludziom na ręce...
Dalej tych bredni Małgorzata nie słuchała,
wydała sobie komendę "w tył zwrot" i tyle ją widzieli, a właściwie nie
widzieli.
Teraz
siedziały we cztery w knajpie "Za ostatni grosz", cieszyły się swoim towarzystwem .
-
To jak to zrobiłaś? – opowiadaj, z wypiekami na twarzach dziewczyny ponaglały Małgosię, żeby zaczęła wreszcie mówić.
-
Zadzwoniłam z telefonu Arka do agencji towarzyskiej i powiedziałam, że chciałabym
zamówić dwie panie. Nie mówiłam, że na urodziny a jedynie, że będzie
maksymalnie czterech mężczyzn, jeden najprawdopodobniej pijany w 3 d***... W
agencji uznani, że to wieczór kawalerski - poinformowała Gosia.
-
Co zrobiłaś, że wszystko tak doskonale zgrało się w czasie?- dociekały kumpelki.
-
Braci i kolegę zaprosiłam przez smsy wysłane też z telefonu jubilata i umówiłam
ich na 17, a panie na 17:45. Alkohol postawiłam w salonie na stole, żeby
szybciej i bez problemów zaczęli ucztę. Pieniądze dla pań zostawiłam w książce
na stoliczku obok mojego czerwonego fotela. W książce, bo nikt jej nie ruszy -
bo Arek nie czyta, a jego męskie towarzystwo oprócz anonsów nie zna innych
gazet...
emska
-
Wyobrażam sobie minę Twojej teściowej, gdy weszła do pokoju i zobaczyła całe to
towarzystwo - zaśmiała się Ela - pewnie była o krok od zawału, co?
-
Powiedzmy, że była lekko zszokowana - odparła Gośka.
Ale
to było zdecydowanie zbyt delikatne określenie. Gośka do tej pory miała przed
oczami minę Bożeny, która, gdy minął już pierwszy szok i niedowierzanie,
zaczęła trząść się ze złości, a jej twarz przybierała coraz to inne barwy.
Przez chwilę nawet myślała, że naprawdę może się to skończyć zawałem. Ale zaraz
potem uświadomiła sobie, że takie szczęście nie jest jej pisane. Przynajmniej
na razie.
-
Może w końcu otworzą się jej oczy i zrozumie, że jej kochany Arek nie jest taki
kryształowy, jak sądziła – drążyła temat Ela.
Gośka
jak zawsze, była pewna wątpliwości.
-
Nie liczyłabym na to - odparła z przekąsem. - Przez kilka dni szanowna mamusia
będzie cholernie na Arka zła. Może nawet nie odezwie się do niego słowem. Ale
zaraz potem wszystko wróci do normy i zostanie zamiecione pod dywan - jak
zawsze zresztą.
O
tak, tego była pewna.
-
Wydaje mi się jednak, że całe to przedstawienie było tylko stratą czasu. Bez
sensu.- odezwała się nagle milcząca do tej pory Jolka. - Owszem, zemsta jest słodka, ale nic przecież
dzięki niej nie osiągnęłaś. Przyznałaś przecież, że niedługo wszystko wskoczy
na stare tory. Sama satysfakcja to
trochę mało, nie uważasz?
Gośka
ze zdziwieniem spojrzała na przyjaciółkę. No tak… Cała Jolka. Zawsze gotowa
bronić wszystkich i wszystko. Może i nie miała nic złego na myśli, ale Gosi
zrobiło się trochę przykro. Dotąd była przekonana że grają w jednej drużynie.
Kiedyś, dawno temu była nawet przekonana, że Jolka i jej mąż mają romans. Co
prawda, nie było ku temu solidnych podstaw, ale Gośka była wtedy w takim
momencie swojego życia, że węszyła podstęp we wszystkim… Jolka zawsze tak broniła Arka, a on często ją
kokietował. Na trzeźwo jej mąż potrafił, oj potrafił… Czyżby tym razem było
jednak coś na rzeczy? – Gośka szybko wyrzuciła z głowy tą absurdalną myśl i
odbiła piłeczkę w kierunku Joli.
-
Czy osiągnęłam, czy nie, nie tobie to oceniać. To się jeszcze okaże… Liczyłam
na większe zrozumienie z twojej strony - Gośka nie kryła już żalu.
Może
nie zabrzmiało to zbyt delikatnie, ale ona już się tym nie przejmowała. Postawa
Jolki trochę ją zabolała. Wiedziała jednak, że i z tym sobie jakoś poradzi. Tym
razem gra była warta świeczki….
Leżąc
już w hotelowym pokoju, Gosia jeszcze raz wróciła myślą do swojego małżeństwa.
Co się z nimi stało? Przecież kiedyś byli z Arkiem szczęśliwi... W którym
momencie zaczęli się od siebie oddalać? Czy też była temu winna? Tysiące pytań
bez odpowiedzi. Jedno było pewne - jej małżeństwa nic nie było już w stanie
uratować. Po prostu się coś skończyło, wypaliło.. Nie miała na to żadnego
wpływu. Podjęła już decyzję - tym razem ostateczną. Nie pozwoli się tak dłużej
traktować. Odejdzie, ale wcześniej
odpowiednio podziękuje Arkowi za te stracone dwadzieścia lat. No, może nie do
końca takie stracone - opamiętała się nagle - były przecież dzieci- jedyny sens
jej życia. Nie zmieniało to jednak faktu, że Gosia miała dość takiego życia.
Nawet ze względu na dzieci nie chciała
się już dłużej oszukiwać… Zresztą dzieci zrozumieją - są przecież prawie
dorosłe - usprawiedliwiała się w myślach- wszystko widziały, na pewno staną po
jej stronie. Przynajmniej taką miała nadzieję.
Gdy
poznała Arka, od razu wiedziała, że to ten jedyny. W jej oczach był ideałem. I
na początku rzeczywiście było jak w bajce. To potem wszystko się posypało:
pojawiły się upokorzenia, jego alkoholizm i samotność, która z czasem stała się
jej wierną przyjaciółką. Gosia wiele mężowi była w stanie wybaczyć: pijaństwo,
agresję, nawet jego zdrady… Ale niedawno coś w niej pękło. Zrozumiała, że
więcej już nie da rady udźwignąć, że już nie chce tak żyć.. A potem pojawił się
Adam - człowiek, dzięki któremu znów była szczęśliwa, znowu czuła się kobietą i
coraz częściej śmiała się, jak dawniej. Adam jej nie ośmieszał, nie upokarzał
na każdym kroku, nie drwił, nie oceniał… On po prosu Gośkę kochał. Po latach
klęsk był jak nagroda, jak manna z nieba. O Adamie nie powiedziała nikomu -
nawet swoim przyjaciółkom. To była jej tajemnica i na razie niech tak zostanie.
Nawet przyjaciel potrafi niespodziewanie wbić nóż w plecy, nikomu nie można
bezgranicznie ufać- tak Gosia myślała od jakiegoś czasu.
Gosia
nie wiedziała, jak długo Adam zostanie w jej życiu. Była jednak pewna, że zrobi
wszystko, by zatrzymać tą miłość na zawsze. Naprawdę wszystko, bez względu na
konsekwencje.
Już
dawno ułożyła sobie w głowie plan i zamierzała realizować go punkt po punkcie.
Ośmieszenie Arka w towarzystwie skąpo ubranych (bądź, jak kto woli -
rozebranych) pań, była tylko lekkim wstępem przed wytoczeniem cięższych dział.
Cel był jeden - mąż ma zniknąć z jej życia raz na zawsze. Najprostszym
rozwiązaniem byłyby oczywiście rozwód- tyle, że to w ogóle nie wchodziło w grę - Arek nigdy się na niego nie zgodzi. Wszystko
trwałoby zdecydowanie za długo, a ona nie ma tyle czasu. Dlatego trzeba to
załatwić szybko. I najlepiej
bezboleśnie - chociaż Gośka była świadoma, że raczej nie uda jej się uniknąć
ofiar.
Od jutra zacznę odkrywać wszystkie tajemnice i
brudne sekrety mojego męża – pomyślała - sekrety, schowane przez Arka bardzo,
bardzo głęboko. Biedny, nie jest nawet świadomy, że wie o nich ktoś jeszcze….
-
Bałam się Ciebie przez większą część naszego małżeństwa - wyszeptała cicho - teraz Ty poczujesz, jak smakuje prawdziwy
strach - zdążyła jeszcze pomyśleć, zanim opadły zmęczone mijającym dniem powieki.
Po chwili zapadła w głęboki sen.
Iwona
Furmaga
Noc
przyniosła dobrą radę. Gośka miała plan.
Arek
nie wierzył, że dojdzie do rodzinnego spotkania, ale gdy usłyszał na klatce
schodowej głos swojej mamusi, uciekł i schował się w łazience, za zasłoną
prysznicową. Gdyby mama Gosi weszła tam, ażeby skorzystać z bidetu – przestraszył
się, wyskoczył; potrącił oniemiałą teściową i usiadł grzecznie przy stole z
miną niewiniątka.
-Zapraszam
wszystkich na herbatę – powiedziała Gośka.
-
Dla mnie woda, Gosiu – wyszeptała jej mama – muszę zażyć relanium.
-
Synu – przemówił Kazimierz – widzę, że twoja żona jest z ciebie niezadowolona.
Nie tak cię wychowywałem. Żebym więcej nie musiał tu przychodzić z interwencją.
Bożenka
pochlipywała.
Gosia
nie mogła liczyć ani na teściów, ani na swoją mamę. Musiała wziąć sprawy w
swoje ręce.
Nazajutrz
spotkała się ze swoją przyjaciółką, Elą.
-
Skąd Arek ma pieniądze na drogie alkohole? A pije litrami – zastanawiały się
głośno kobiety.
-
Słyszałam u kosmetyczki, że w firmie, gdzie jest ochroniarzem, zginęły jakieś
pieniądze.
-
No nie rób z niego złodzieja! – oburzyła się Gośka.
-
Czyżbyś się wycofywała? – oczy Eli zrobiły się okrągłe ze zdziwienia.
-
Nie, nie dam już rady tak dłużej żyć.
-
Trzeba się przyjrzeć sprawie – zgodziły się przyjaciółki. –Wynajmiemy detektywa,
chociaż trochę szkoda pieniędzy. „Zastanowię się jeszcze” – pomyślała Gosia.
Wróciła
do domu. Spokój. Chłopcy w swoim pokoju uczą się.
-
Gdzie tata?
-
W kuchni.
Dziwne.
Myślała, że może coś gotuje, a on spadł z taboretu i leży na podłodze przykryty
wielkim bukietem mieczyków, jej ulubionych, dla niej. Żałosne.
Kwiaty
rozsypały się po podłodze, niektóre się połamały. Symboliczne – pomyślała. Gdy
zaświeciła światło, podniósł się i zaczął przepraszać. Wycofała się. Wiedziała,
że rozmowa skończy się awanturą. Pamiętała, jak po całonocnej kłótni ich
młodszy syn, Karol, prosił: „Mamo, oddaj mnie do domu dziecka”. Już była pewna:
wynajmie detektywa.
Na
efekt jego pracy nie trzeba było długo czekać.
Okazało
się, że koledzy od kieliszka wciągnęli Arka w różne ciemne interesy, z
kobietami w tle. „Jest okazja, aby
zmienić życie naszej rodziny” pomyślała Gosia. Nie spała całą noc. Gdy się
zdrzemnęła, śnił jej się bukiet mieczyków, czułe gesty i pocałunki Arka. We
śnie nie było wódki, byli szczęśliwi.
Rano
poszła do psychologa.
-
Zawsze go będzie pani kochała, bo to pani mąż. Ale powinniście się rozstać dla
dobra waszej rodziny.
Nie
bardzo zrozumiała.
Niczego
nieświadomy Arek wrócił z pracy i szykował sobie drinka.
Gosia
poprosiła go do pokoju synów i postawiła mu ultimatum.
-
To był twój ostatni kieliszek w naszym domu. Grzecznie się wyprowadzisz,
podpiszesz zgodę na rozwód, albo prokurator dowie się o twoich szwindlach w
pracy i agresji wobec rodziny.
Pan
domu stanął na wryty. Ocknął się dopiero, jak usłyszał pukanie do drzwi.
-
Dzień dobry, kochani – to była babcia Bożenka. Zaskoczona sytuacją stanęła jak
słup soli. Gdy odzyskała mowę, zwróciła się do bladej jak ściana, ale spokojnej
synowej:
-
Co ci przyszło do głowy, ojca dzieciom odbierasz! Nie doceniasz męża i naszej
rodziny. Zawsze się uważałaś za lepszą.
Gośka
nie dała się wciągnąć w dyskusję, poprosiła tylko synów, aby poszli do swoich
zajęć. Matkę zaczął uspokajać Arek. Bał się, że żona spełni swoje groźby. Cała
w spazmach Bożenka pomogła synkowi w pakowaniu.
***
-
Mamo, mamo! – wpadł do domu Karol, już student – wiesz, kogo spotkałem?
-
Kogo?
-
Tatę! – pchał piętrowy wózek z trojaczkami, taki był chudy, taki trzeźwy, ledwie
go poznałem. Za nim dreptała babcia Bożenka, cała mokra. Ocierała pot z czoła
chusteczką i dźwigała dwie torby z zakupami.
Od
Heleny Duńskiej w salonie fryzjerskim Gosia dowiedziała się, że jego druga żona
zostawiła Arka z dziećmi, a sama ulotniła się z jakimś gachem.
„Zostałam
pomszczona” – pomyślała Gośka, ale o dziwo ta myśl nie przyniosła jej radości.
A
co z Adamem, spytasz drogi czytelniku?
Otóż
gdy Małgorzata otrzymała rozwód, zaczął pojawiać się jakby rzadziej. Pięknie rozkwitające wcześniej uczucie, gdy
zniknęły przeszkody, powoli więdło.
Może
ty, czytelniczko, zaproponujesz bardziej sprawiedliwe zakończenie? Też nam żal
Gosi.
Jadwiga
Grzesiak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz